czwartek, 24 grudnia 2015

Miniaturka 8 cz. II

Witam was w tej wigilijny dzień
Z okazji świąt Bożego Narodzenia
życzę wam wszystkim dużo ciepła, piękniej
miłości, mnóstwa prezentów.
Wesołych Świąt oaz Szczęśliwego Nowego Roku

A ja jestem ze świąteczną miniaturką inspirowaną 
Listami do M.
Pozdrawiam i zapraszam do czytania.



Jedenaście lat. Tyle długich lat poza kochanym Londynem. Tak bardzo tęskniłam. Nie spodziewałam się kiedyś tu wrócić. Ale coś mnie ciągnęło z powrotem w to miejsce. Może to nie powodzenia w Stanach. Jeszcze gorsza seria porażek. I kolejny raz powrót do normalnego życia. Czy chciałam wyjeżdżać? Nie. Dlaczego to zrobiła? Aby chronić swoje i jej życie. A dlaczego wróciłam? Bo dowiedziałam się, że mój prześladowca z wczesnego dorosłego życia zginął. Ma to na co zasłużył. Nie powinnam tak mówić, ale powiedzmy sobie szczerze zasłużył sobie na to. Wiem, że nie powinnam była wracać. Ale teraz jestem już całkowicie wolna. Od mojej dawnej przeszłości. Może uda mi się naprawić to co tak długo żałowałam. Że podjęłam taką decyzję, a mogłam postąpić inaczej. Teraz mogę w końcu być wolna we własnym kraju.
Los Angeles. Piękne miejsce. Hollywood. Gwiazdy. Aleja sław. Wszystko czynne całą dobę. Miasto, które nigdy nie śpi. Niestety nie miało tego samego uroku co Londyn. Możliwe, że przyzwyczaiłam się do szarej pogody. Ale i tam nie miałam szczęśliwego życia. Może kiedyś o tym opowiem. Jeszcze na to nie pora. Chcę teraz tylko kupić dom i odpocząć. A później to się zobaczy. Dzisiaj mamy 30 września. I to jedenaście lat temu wszystko się zaczęło.
***
Jedenaście lat. Tyle właśnie dzisiaj kończy moja jedyna córka. To właśnie dzisiaj otrzymała swoją pierwszą miotłę wyścigową. Musi grać w Quidditcha. Tak jak ja. No chyba, że wcieliła się w matkę i w ogóle nie będzie potrafiła latać. Tak ją nauczę, że będzie to najlepsza zawodniczka w Hogwarcie od moich czasów. A może nawet lepsza niż ja. I tak bym się cieszył z tego. Chociaż inteligencję odziedziczyła po matce. Na całe szczęście. Już wolę moją przemądrzałą lecz kochaną córeczkę niż jakąś tępą dziewczynkę. Dzisiaj mój kochany aniołek ma urodziny. Wiem, że jest czarownicą i mam nadzieję, iż w przyszłym roku dostanie swój pierwszy list ze Szkoły Magi i Czarodziejstwa. Będzie wspaniałą czarownicą. Tak samo jak ja i jej matka. Pamiętam jak po raz pierwszy ukazała jej się magia.
Miała wtedy chyba z trzy latka. Siedzieliśmy u moich rodziców i mój ojciec nie pozwolił obciąć sobie włosów. Mała tak się zdenerwowała, że pierwszy jej magiczny wyczyn to łysy dziadek. Do dziś jak to wspominamy z moją matką zawszę się śmiejemy. Na całe szczęście (dla mojego taty oczywiście) udało się cofnąć to zaklęcie. Wyglądał gorzej niż Voldemort. To były czasy.
***
Do Londynu wróciłam trzy miesiące temu. Dzisiaj mamy dokładnie dwudziesty pierwszy grudnia. Uporałam się z tamtym życiem. Mam nowy mieszkanie w centrum Londynu. Nie jest jakieś wielkie czy bogato urządzone. Małe i skromne. Chociaż dzielę je z szaloną współlokatorką.
Znalazłam również pracę. Nie jest ona jakaś wielką i ambitna lecz na początek musi to wystarczyć. Sama nie jestem z niej zadowolona. Nie lubię kusych ubrań ani zapachu alkoholu. Przypomina mi dom moich rodziców. Nie miałam łatwego dzieciństwa. A wstęp do nowego był jeszcze gorszy. Praca. Jestem kelnerką w jednym z klubów muzycznych. Najlepsze są tu piątki. Karaoke jest zawsze śmieszne. Tak było i tego wieczoru. Mój strój jak codziennie skąpy. Krwisto czerwona spódniczka i zakrywająca tylko piersi biała bluzeczka na guziczki. Przynajmniej mam szczupłą sylwetkę. Żadnych nadmiernych kilogramów. Moje blond włosy zostawiłam dzisiaj rozpuszczone. Takie jak lubię.
***
Uwielbiam piątki. Oznacza to koniec pracowitego tygodnia. Moja córeczka nocuje dzisiaj u swoich dziadków więc ja mam wolny wieczór. Czasami fajnie jest się oderwać od codzienności. Odetchnąć od natłoku pracy. Tak więc postanowiłem się dzisiaj wybrać do jednego z klubów muzycznych z moim najlepszym przyjacielem i jego nową dziewczyną. Zawsze wyskoczy z czymś nowym.
O godzinie dwudziestej w trójkę stawiliśmy się w „halowss”. Było sporo ludzi. Obsługiwały nas młode i ładne dziewczyny ubrane w kusą bluzeczkę i spódniczkę. Bardzo kuszące. Jak teraz tak sobie pomyśleć już od jedensatu lat nie miałem żadnej kobiety w swoim łóżko. Moja córeczka pochłonęła cały mój czas. Nie narzekam bo kocham ją nad życie. I tylko ona będzie jedyną kobietą w moim życiu. Jedenaście lat wychowywała się bez matki i dalej damy jakoś radę.
Ogólnie wystrój klubu jest idealny jak na Ślizgona przystało. Chyba dzisiaj odbywa się tu karaoke. Widziałem jak rozkładali wielki ekran. Może spróbuje swoich sił. Jeszcze tego nie robiłem. A może być ciekawie. Przyzwyczaiłem się do mugolskich wynalazków przez wzgląd na moją jedynaczką. Chciałem by wiedziała, że istnieje inny świat niż ten magiczny i że każdy człowiek jest taki sam nie ważne czy to czarodziej czy mugol. Wszyscy jesteśmy sobie równi.
Na scenę weszła jakaś blond włosa. Chyba jedna z kelnerek. Miała na sobie ich służbowy strój. Czekała na pierwsze nuty i zaczęła śpiewać.
***
Weszłam na scenę jako pierwsza. Nie miałam tremy. Przyzwyczaiłam się do tego. Zabrzmiały pierwsze takty muzyki i zaczęłam.
Times like this I wish I never existed
Nobody wants to listen, I’m screaming out for help
Times like this I wish that I could let go
And open up a window, free to be myself
But then there’s you
Standing over me, tryna make a fool of me
Tryna get the best of me
Oh, then there’s you
Tryna shut me out, tryna kick me when I’m down
That ain’t gonna stop me now, no
How does it feel to know that I don’t care at all?
Your words don’t mean a thing at all
I choose to rise, you choose to fall
How does it feel to know that I am capable?
Of more than you will ever know *
Śpiewałam. A ta piosenka idealnie odzwierciedlała moje dotychczasowe życie. Miała ciężkie tak jak już wspominałam. Jestem czarownicom mugolskiego pochodzenia. Odkąd pamiętam zawsze byłam przez kogoś gnębiona. W najmłodszych latach przez ojca i starszego przyszywanego brata (mieszkał obok mnie, ale całe dnie przebywał u nas). Potem dowiedziałam się, że jestem czarownicą. Byłam szczęśliwa. I poszłam na pierwszy rok było mi ciężko. W drugiej klasie pierwszy raz powiedziano do mnie „szlama”. Zabolało nawet bardzo. Płakałam wtedy zamknięta w toalecie Jęczącej Marty. Z każdym kolejnym rokiem było co raz ciężej. Ale nauczyłam się z tym żyć. Nie dałam po sobie poznać jak te słowa mnie raniły.
***
Jak ona cudownie śpiewała. Miała taki lekki i spokojny głos. Idealny do kołysanek dla dzieci. Taki ciepły i pełen uczuć. Piosenką, którą śpiewała była smutna. Myślę, że trochę opisywała jej stan. Zrobiło mi się trochę żal tej dziewczyny. Widać, że dużo przeszła w swoim młodym życiu. Nie wiem dlaczego, ale nagle przypomniała mi się Hermiona Granger. Czarownica mugolskiego pochodzenia. Była na tym samym roku co ja. Zawsze ją obrażałem. Nigdy nie wiedziałem co ona wtedy czuła. Ale to już przeszłość. Jedenaście lat temu zginęła w pożarze. Niech odpoczywa w spokoju.
A dziewczyna śpiewała dalej. Pierwszy raz w życiu zapragnąłem mieć kobietę przy sobie nie tylko w łóżku. Najlepiej do końca życia. I chciałem by to właśnie ona nią była.
***
Mój głos rozchodził się po całym klubie. Wszyscy słuchali w ciszy i skupieniu. Pierwszy raz w tym klubie tak się stało. Zawsze był to jeden wielki hałas. Każdy śpiewał z każdym. Mężczyźnie pili alkohol, a kobiety próbowały przekrzyczeć się nawzajem. Teraz była cisza. Rozejrzałam się po sali. Zebrani patrzeli na mnie. Kiedy moje oczy spotkały się z jednym z nich zamarłam na chwilę. Dobrze pamiętałam te oczy. Niebiesko – szare. Te, które patrzały na mnie z pogardą przez sześć lat nauki w Hogwarcie. I właśnie to oczy widziałam 30 września 2000 roku. Szybko odwróciłam wzrok i skończyłam śpiewać piosenkę. Schodząc ze sceny udałam się w stronę baru, za którym stała moja współlokatorka Katie.
***
Kiedy dziewczyna spojrzała na mnie zamarła. W jej oczach zobaczyłem strach. Lecz trwało to zbyt krótko więc może mi się przewidziało. Patrzałem na nią gdy skończyła śpiewać.
Yea, I remember getting teased as a kid
‘Cause of the place that we lived
We never had it easy, believe me
But that don’t excuse the things that we did
Couldn’t accept that I was never accepted
Had so many tears like I fell in depression
But if I changed I wouldn’t get caught nays
But it was all the same, I was feeling rejected
Putting someone down is a low blow
Was goes around comes around like a yoyo
Wish that I could stop time like a photo
But we stand strong, bounce back like a pogo. *
I zeszła ze sceny kierując się w stronę baru. Powiedziałem Zabiniemu co zamierzam i szybko udałem się w tym samym kierunku. Usiadłem na stołku obok zwracając się do barmanki.
-Poproszę o Whisky z lodem.
Kiedy dziewczyna stojąca za barem nalewała mojego ulubionego trunku do białej szklaneczki zwróciłem się do siedzącej obok kobiety.
-Jestem Draco. Ładnie pani śpiewała.
-Dziękuję – odpowiedziała i zwróciła się do swojej koleżanki. - Katie ja uciekam już do domu. Jack pozwolił mi dziś wcześnie wyjść. Sama wiesz dlaczego. Do widzenia Panu.
I wstała zamierzając iść. Chciałem jeszcze z nią porozmawiać. Poznać bardziej. Również wstałem. Chyba za szybko. Trunek znajdujący się w mojej szklance wylądował na jej białe bluzce.
***
Co za głupi bez szczelny, arogancki i narcystyczny palant. Najpierw wpatruje się na mnie kiedy śpiewam. Oblewa mnie schłodzoną whisky, a teraz jak gdyby nic patrzy na mój biust. Wiem, że mam prześwitującą bluzkę. Dlatego tak bardzo nie lubię tej pracy. Patrze na niego wściekłym wzrokiem i wychodzę do szatni dla pracowników. Niestety nie jest mi to dane. Ten idiota złapał mnie za rękę.
-Może odwieść cię do domu? - zapytał
-Nie – odpowiedziałam z takim jadem, że aż cofnął się o krok. - Poradzę sobie.
I weszłam do tej przeklętej szatni. Przebrałam się szybko u wyszłam tylnym wejściem tylko dla pracowników by nie musieć się przeciskać przez tłum. Wzięłam swoją różdżkę i teleportowałam do domu.
***
A niech mnie diabeł kopnie. Ta dziewczyna jest czarownic. Właśnie widziałem jak teleportuje się w tylko sobie znanym kierunku. Pewnie do domu. Tak myślę. Nie mogłem uwierzyć, że to się wydarzyło naprawdę. Nie mając innego zajęcia sam również zniknąłem aby znaleźć się w domu moich rodziców.
Od wizyty w klubie minęły trzy dni. Ciągle pracowałem. Teraz żałuję, że oddałem moją własną firmę Pansy Parkinson. No ale co na to poradzić. Musiałem zająć się dzieckiem więc w pracy bywałem rzadko. Kiedy Sky skończyła sześć lat mogłem ponowie pracować. Nie chciałem zabierać Pam jej szefostwa. Radziła sobie i to bardzo dobrze. Szkoda, że stała się okropną zołzą. Kiedy straciła synka kilka dni po porodzie wpadła w wielką depresję i całkowicie oddała się pracy. Jej mąż i nasz wspólny przyjaciel ze szkoły Teodor Nott jest poszukiwaczem skarbów pracującym dla Gringotta. Często nie ma go w domu, może dlatego Pansy taka się zrobiła. Tego nie wiem.
Zadzwonił mój telefon (mogę szybko kontaktować się ze Skylar). Wiedziałem że dzwoni moja córeczka więc odebrałem.
-Coś się stało skarbie? - zapytałem.
-Nie wszystko w porządku. Dzwonie tylko by powiedzieć ci, że właśnie wstałam i robię sobie śniadanie.
-Jak sobie radzisz bez dziadków?
-Tatuś jest dobrze - odpowiedziała. - Wiesz, że nie jestem sama. Mama nade mną czuwa.
-Tak wiem kochanie.
Powiedziałem i spojrzałem na mojego kolegę, z którym dziele gabinet pokazującego mi plan na dzisiaj.
-Muszę kończyć Sky. Zadzwonię później.
Odłożyłem telefon i podszedłem do planów. Spojrzałem na swoje nazwisko i ujrzałem to czego nie chciałem zobaczyć.
-Kurwa mać – krzyknąłem nie myśląc.
-Tato nie rozłączyłeś się.
Usłyszałem głos swojej córki. Miała rację. Nie zakończyłem rozmowy i moja pociecha usłyszała jak przeklinam. Próbując szybko się wytłumaczyć zacząłem coś mamrotać. W końcu skończyłem rozmowę. Wściekły poszedłem do gabinetu mojej szefowej.
-Pansy musimy porozmawiać – rzekłem od razu wchodząc do środka.
-Ciebie również miło widzieć Draco – odpowiedziała przesłodzonym głosem.
-Widziałaś dzisiejszy plan? - zapytałem.
-Oczywiście sama go układałam. Coś nie tak?
-Wiesz, że dzisiaj jest wigilia?
-Zdaję sobie z tego sprawę – odpowiedziała.
-Mamy trzy ważne święta. Rocznice Bitwy o Hogwart, dzień Świętego Patryka i Wigilię. Ja wszystkie te dni spędzam w pracy. Ale nie dzisiaj. Zamienię dzisiejszy dzień na sześć dni Rocznicy o Hogwart. Tylko proszę cię chcę dostać dzisiaj wolne. Nie mam z kim zostawić Skylar. Błagam cię.
-Jesteś bardzo przekonujący – mówiła, a ja spojrzałem na nią z nadzieją. - Może dlatego wygrywamy wszystkie procesy, w których ty bierzesz udział. Dlatego życzę ci powodzenia na rozprawie Astorii Greengrass.
Wyszedłem trzaskając drzwiami. Byłem zły okropnie zły.
***
Uwielbiam święta. Te wszystkie potrawy. Ten zapach pierników i innych pyszności. Ale spędzam je samotnie. Nie mam rodziny. Zawsze zajmuję się pracą. Biorę dodatkowe zmiany Wigilijne. Nasz klub dodatkowo udziela świątecznych wizyt mikołajów i mikołajek. Tak więc w wigilię idę do jakichś obcych ludzi i wręczę ich dzieciom prezenty. Lubię to. Miło jest zobaczyć uśmiech w oczach dziecka, którego obdarowuje prezentem. Dzisiaj też miałam jedną z takich wizyt. A dodatkowo wraz z Katie i Sean siedzimy w galerii handlowej. Dużo dzieci robi zdjęcia i siada mikołajowi na kolana i proszą go o jakiś prezent. To takie słodkie. Ciekawe czy moje dziecko również jest takie samo? Moje maleństwo, którego nie widziałam już tyle lat.
***
Wróciłem do domu zły na cały świat. Jak ja mam powiedzieć córce, że jej tata nie może spędzić z nią wigilii? Zawsze pomagała mi mama. Ale w tym roku pojechała wraz z ojcem do jakieś starej ciotki, która się rozchorowała.
Wszedłem do naszego mieszkania. Kilka lat temu przeprowadziliśmy się tutaj. Sam nie wiem dlaczego. Może chciałem by mała mogła zawsze zapukać do sąsiadów, gdy mnie nie będzie, a w domu coś się stanie? Pewnie dlatego. Lubie to mieszkanie. Jest odpowiednio duże i gustownie urządzone. Jak na Malfoy'a przystało.
Moja córka siedziała i oglądała bajki na swoim ulubionym kanale. Uśmiechnąłem się na ten widok. Zawsze jest taka skupiona. Tą cechę odziedziczyła akurat po swojej matce. Dzięki Merlinowi, bo ja zawsze byłe nerwusem.
-Sky kochanie ubieraj się idziemy do galerii.
Powiedziałem do niej. Mała wstała i posłusznie poszła do swojego pokoju. Wyszła kilka minut później i razem ruszyliśmy w stronę nowego centrum.
-Tato co się stało? – zapytała po jakimś czasie Sky.
-No bo ... Ja nie wiem jak mam ci to powiedzieć skarbie.
-Musisz iść dzisiaj do pracy prawda?
-Jak ty to robisz? - zapytałem uśmiechając się do niej.
-Nie wiem. Myślę, że trzeba znaleźć ci dziewczynę tato. Bo jak byś ją miał nie martwił byś się z kim mnie zostawić.
Chyba miała rację. Jest taka inteligentna. Mój kochany aniołek. Myśli o wszystkim. Ale nie ma odpowiedniej kobiety, która mogłaby zastąpić jej prawdziwą matkę. Chociaż jej również nie poznała. Już do samej galerii nie rozmawialiśmy. Oboje lubiliśmy ciszę. Kilka minut później byliśmy już na miejscu. Chodziliśmy po różnych sklepach i kupując kilka rzeczy w każdym sklepie. Stać mnie na to, a mojej księżniczce niczego nie żałuję. Chce by miała jak najlepiej. Tak aby nie musiała myśleć o braku matki.
Byliśmy właśnie w księgarni, gdy opowiadałem Sky historię z czasów szkoły. Kiedy na nią spojrzałem mojego skarbu mnie było obok mnie. Zaniepokoiłem się i zacząłem biegać po całej księgarni w poszukiwaniu córki. Tak bardzo się o nią bałem.
***
Stałam z Katie na scenie i śpiewałyśmy jedną ze świątecznych piosenek. A Sean siedział na tronie i wysłuchiwał prośby dzieci. Były takie urocze, a ja myślałam o mojej córeczce. Tak dawno jej nie widziałam. To jest jedyna decyzja, której żałuję. Jak bym mogła cofnąć czas i nie robić tego co zrobiłam. Niestety piasek do cofnięć w czasach został zniszczony w czasie naszej walki w ministerstwie kiedy byłam na piątym roku.
Piosenka się skończyła, a ja zaczęłam rozdawać dzieciom lizaki w kształcie Mikołaja. Podeszła do mnie dziewczynka o kasztanowych włosach. Spojrzała na mnie swoimi ślicznymi oczkami. Miała brązowe oczy. Tak bardzo przypominające mi moje. Uśmiechnęłam się do niej i zapytałam.
-Jak masz na imię?
-Skylar – odpowiedziała. - Ale wszyscy mówią mi Sky.
-Masz bardzo ładne imię Sky – powiedziałam
-Dziękuję. A pani jak się nazywa?
-Mam na imię Jane.
-Też ładnie. A czemu Jane? Chociaż nie ważne jak kto ma na imię. Pani pasuje idealnie. Może kiedyś się obie spotkamy i opowiesz mi o swojej rodzinie. I całym życiu.
Ta mała ma niezłe gadane. Z takim dzieckiem nie dało by się nudzić. Z uśmiechem wręczyłam jej lizaka i zrobiłam zdjęcie z Seanem. Grzecznie mi podziękowała. A gdy chciała zejść ze sceny usłyszałam jak jeszcze do mnie mówi.
-Miło było panią poznać.
-I nawzajem Skylar.
Pomogłam zejść jej ze sceny, gdy ktoś do nas podbiegł i powiedział.
-Sky. Nie rób mi tego więcej. Wiesz jak się martwiłem. Serce prawie mi stanęło.
I wtedy spojrzał na mnie. Moje brązowe oczy zlały się z jego niebieskoszarymi. Jak ogień i woda. Ziemia i niebo. Yin i Yiang. Alfa i omega. Na chwilę wstrzymała oddech. Już wiem czyje to oczy.
-Hej. My się chyba poznaliśmy w piątek? - zapytał.
-Hej. Tak. Wylałeś na mnie swoją whisky.
-A nie miałaś przypadkiem innego stroju? - kolejne pytanie. - Chociaż w czerwieni ci do twarzy.
-Dziękuję – odparłam. - A ty masz za to bardzo inteligentną córkę.
-Tym razem ja dziękuje – rzekł. - Masz może ochotę. To znaczy byłaś może kiedyś na randce w wigilię?
-Ja... Bardzo bym chciała. Niestety mam na dzisiaj już inne plany.
Miałam plany. A chciałam poznać tego mężczyznę. I tą małą Skylar. Naprawdę wyglądali na szczęśliwą rodzinę. Nawet jak na Malfoya przystało. Potrafił być czuły. Ciekawe czy tylko do swojej pociechy czy innych również?
-Oh. Nie ma sprawy. Tak się właśnie składa, że my też mamy plany.
-Ja naprawdę bym chciała.
Mówiłam kiedy już odchodził i nie było szans by mnie usłyszał. Chciałam kogoś poznać. Wiem, że to Malfoy. A oni nigdy się nie zmieniają. Ale co by zaszkodziło go trochę poznać. I to imię jego córki. Tak bardzo przypomina mi jej imię. Uświadomiłam sobie jak bardzo za nią tęsknię. I wiem, że nie będzie mi dane ją bardziej poznać. W ogóle poznać.
Poczułam jak po mich policzkach popłynęły łzy smutku. Szybko starłam je wierzchem dłoni i wróciłam do swojej pracy myśląc, że czeka mnie jeszcze domówka dziś wieczorem.
***
Wracałem razem ze Sky do domu. Mieliśmy trochę zakupów. Szliśmy obok siebie. Nie rozmawiając, aż do domu. Zrobiłem małą kolację, którą zjedliśmy we dwoje. Cały czas rozmyślałem o tych ślicznych brązowych oczach i o pięknej buzi pani Mikołajki. Nie dawało mi to spokoju. Wiedziałem, że te oczy już gdzieś widziałem. Nie mogłem sobie tylko przypomnieć gdzie to było.
O godzinie dwudziestej zostawiłem moją córkę w domu. Wiedziałem, że nikomu obcemu nie otworzy. Jest inteligentna. I ma własną skrytkę w podłodze, jak by ktoś się włamał. Chociaż przy moich zaklęciach było to nie możliwe. No ale czarodziej też mógł się włamać. I co wtedy?
Poszedłem do Ministerstwa Magii na rozprawę Astorii Greengrass. Jednej ze znajomych z Hogwartu. Nigdy jej jakoś nie lubiłem, ale Pansy stwierdziła, że na wgląd z lat szkolnych powinienem jej pomóc wygrać ten proces. Nie miałem innego wyjścia. A jej przypadek był naprawdę ciężki.
***
Właśnie zamknęli Galerię Handlową. Została mi dzisiaj jeszcze ta głupia domówka. Wiem, że Święta spędzam sama z dobrą komedią i pudełkiem lodów czekoladowych. Ale myśl o większej kasie działa pobudzająco. A gotówka zawsze się przyda.
Weszłam do wielkiego bloku mieszkalnego. Cały budynek był elegancko przystrojony. Kto by się spodziewał, że w tej części miasta jest tak ładnie? Mnie się w każdym bądź razie bardzo podoba. Weszłam na ostatnie piętro, gdzie znajdowało się mieszkanie pana Adamsa, u którego miałam odbyć całą tą szopkę. Zapukałam do drzwi. Nic. Zadzwoniłam dzwonkiem. Nadal nic. Wyszukałam w torbie swoją komórkę i zadzwoniłam pod dany numer telefonu. Nikt nie odbierał. Zastukałam do sąsiadów obok. Tam też nikt nie otwierał. Dzwonek kolejnych rozbrzmiał po całym korytarzu. Już miałam zamiar iść, gdy usłyszałam otwierany zamek. Odwróciłam się i zobaczyłam te same oczy co w galerii. Te brązowe oczy małej Sky.
-O Pani Mikołajka. Jak miło. Wejdź bo zimno jest na dworze.
I wciągnęła mnie do środka. Zamknęła za mną drzwi. Ściągnęłam kurtkę i ruszyłam za dziewczynką.
-Jesteś sama? - zapytałam.
-Nie bądź nie mądra. Mama jest ze mną – wskazała na zdjęcie wiszące na ścianie. - A tatuś poszedł do pracy. Jest adwokatem. Dzisiaj ma jakąś ważną sprawę rozwodową. W wigilię. A ja zostałam sama. Zawsze mam dziadków obok, lecz w tym roku musieli wyjechać do chorej cioci. Ale ty zostaniesz. Upieczemy ciasteczka. I nie będziemy spać. Tatuś wróci i z nami je zje.
Mówiła i mówiła. Mały słodki i rozgadany aniołek. Taka urocza dziewczynka.
-Nie będę mogła zostać a długo. Moja współlokatorka będzie się martwiła – powiedziała. A Sky spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. Zrobiło mi się jej żal. - Poczekaj. Tylko zadzwonię.
Wybrałam numer Katie i powiedziała co mnie zatrzymało. Po krótkiej rozmowie obie poszłyśmy do kuchni, aby upiec te ciasteczka. Bawiłyśmy się przy tym doskonale. Pierwszy raz od tak dawna śmiałam się jak dziecko.
***
Wracałem właśnie do domu. Rozprawa mnie wykończyła. Ale udało mi się ją wygrać. Miałem dowody na zdradę tego Puceya. Nie rozumiem, jak ta blond wywłoka mogła związać się z kimś takim. Chociaż ciągnie swój do swego.
Przejście z Ministerstwa do mojego mieszkania zajmowało dwadzieścia minut wolnym spacerkiem. Wiedziałem jednak, że w domu czeka na mnie Sky. Tak więc zajęło mi to zaledwie kilka minut. Po cichu otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Ściągnąłem kurtkę i powiesiłem ją na wieszaku. Zauważyłem, że na moim miejscu wisi czerwony płaszczyk. Zdezorientowany wszedłem do salonu. Na mojej kanapie na pół siedziała na pół leżałam dziewczyna, którą poznałem w klubie. A moja córeczka spała z głową na jej kolanach. W tle można było usłyszeć rozmowy ludzi z telewizora. Jakaś komedia romantyczna. No tak przecież takie lubią kobiety. Odchrząknąłem lekko budząc tym samym kobietę. Próbowała wstać lecz chyba nie chciała zbudzić małej. Wziąłem więc moją pociechę i zaniosłem do jej pokoju. Ułożyłem na łóżku i wróciłem do blondynki. Ubierała właśnie kurtkę. Chciałem ją zatrzymać. Tym razem nie pozwolę jej odejść.
-Uciekasz już? - zapytałem.
-Tak – odpowiedziała szeptem. - Trochę się zasiedziałam.
Podszedłem do niej i pocałowałem prosto w te malinowe usta. Po chwili oddała pocałunek. Uśmiechnąłem się nie przerywając pieszczoty i przyciągnąłem ją do siebie. Trwało to może minutę, godzinę, albo całe wieki kiedy oderwaliśmy się od siebie, aby zaczerpnąć powietrza. Spojrzałem w jej oczy. Próbowałem z nich wyczytać kim jest ta kobieta. Cały dzień o tym myślałem i nie mogłem dowieść kim ona byłą. Obserwowałem jej lekkie zmieszanie i chyba pogardę w oczach. Przez moją głowę przeleciały te same oczy z lat szkolnych. Oczy tej dziewczyny, którą od pierwszej klasy gardziłem. Tej samej, która jedenaście lat temu zostawiła swoje dziecko w parku, a dwa dni później zginęła w pożarze swojego domu. Przede mną stała.
-Granger – szepnąłem cicho.
-Co powiedziałeś? - zapytała? - Powtórz to.
-A nic nie ważne.
-Nie musisz robić ze mnie idiotki Malfoy – powiedziała to z taką pogardą, że się cofnąłem. Całowała się nie źle, ale temperament ma ostry.
-Już nie bądź taka drobiazgowa Hermiono Granger – odpowiedziałem i zauważyłem w jej oczach przerażenie.
***
-Skąd wiesz kim jestem? Nikt nie potrafił to odszyfrować, a ty akurat musiałeś? Proszę nabijaj się ze mnie. Nabijaj się z matki, która zostawiła swoje dziecko w parku. Obrażaj mnie. Rób co chcesz mi już wszystko jedno. Myślałeś, że nie zauważę, że to ty wziąłeś moją małą Sky. Nie przecz widziałam swoje zdjęcie na komodzie. Skąd je w ogóle masz. I dlaczego stoi u ciebie na szafce?
Usiadłam na podłodze, a po moich policzkach płynęły łzy. Schowałam głowę w ręce i płakałam. Z bezsilności i samotności.
Poczułam jak ktoś dźwiga mnie do góry i idzie ze mną do salony. Usadził na kanapie i usiadł obok.
-Wziąłem Skylar wtedy z parku bo nie mogłem jej tak zostawić. Miała przecież tylko kilka dni. Myślałem, że uda nam się ciebie odnaleźć. Pomógł bym wam obu wtedy. A patrze w niedzielę i widzę, że zginęłaś w pożarze. Widzę jednak iż żyjesz i masz się dobrze. Co się tak naprawdę wtedy wydarzyło. Zasłużyłem na wyjaśnienia.
-Dlaczego nie oddałeś jej do jakiegoś domu dziecka, przecież wiedziałeś o tym, że jest moją córką. Nienawidziłeś mnie Draco.
-Bo widziałem wielki smutek w Twoich oczach i te łzy. A Skylar pokochałem jak tylko zobaczyłem jej śliczne oczka.
-Dziękuję za wychowanie mojej córki. Będzie jej z Tobą dobrze. A ja usunę się z waszego życia.
-Nie chcę byś odchodziła. Żałuję tamtych słów w szkolę. Myślę, że opiekowanie Sky pozwoliło mi myśleć, że może kiedyś byś mi to wybaczyła. Wtedy nie wiedziałem, że żyjesz.
-Bo chciałam by tak wszyscy myśleli – odpowiedziałam. Wzięłam swoją różdżkę i wróciłam do swojego prawdziwego wyglądu. Moje włosy stały się dłuższe i ciemniejsze. Rysy twarzy wróciły na swoje miejsce. - Widzisz to zaklęcia mnie zmieniły. Musiałam tak postąpić. Kiedy skończyła się wojna chciałam być szczęśliwa u boku Rona. Kochałam go. Rok później Flint zabił go na jakieś akcji. Zamieszkałam z Harrym i Ginny. Harry został Ministrem. Woda sodowa uderzyła mu do głowy. Rok później Potter zabił moją przyjaciółkę. Nie wiedział, że Ruda była w ciąży. Nie wiem czy chciał się pozbyć całej rodziny Weasleyów. Dowiedziałam się kilka lat temu, że reszta rodziny zginęła w pożarze podczas rocznicy ślubu Georga. Wiem, ze to on ich zabił. Mnie wykorzystywał. Spłodził kolejne dziecko. Nie udało mi się to ukryć więc pozwolił mi urodzić Sky. Kazał ją potem zanieść do parku inaczej by ją zabił. Miałam nadzieję, że ktoś ją znajdzie. Trafiło na ciebie. Gdy tej samej nocy wróciłam do domu postanowiłam w końcu odejść. Kiedy następnego dnia Potter poszedł do pracy, zabrałam z jego biura swoją różdżkę i ubrania. Zmieniłam wygląd. Znalazłam jakąś starszą kobietę i pozwoliłam jej spłonąć zamiast mnie. To ona została pochowana jako ja. A ja osobiście uciekłam do Stanów. Jedenaście lat mnie nie było. Kiedy dowiedziałam się o dziwnej śmierci Harrego wróciłam bo wiedziałam, że będę wolna. Znalazłam Skylar i wiem, że jest teraz bardzo szczęśliwa z Tobą.
Skończyłam mówić. Malfoy patrzał na mnie zdziwionym i zamyślonym wzrokiem.
***
Nie spodziewałem się, że jej historia może być aż taka. Myślałem, że to ja jestem potworem, a tu proszę. Wielki wybawca świata okazał się gorszy. Fajnie, że jednak żyła. Bo moja Sky będzie mogła ją poznać. Chociaż jak się okaże, że dziewczynka, którą wychowywałem jedenaście lat będzie chciała odejść z matką gdy dowie się całej prawdy o naszej relacji z czasów szkoły? Trudno. Jakoś dąłbym radę. Chcę tylko by była szczęśliwa.
Moje rozmyślenia przerwała Hermiona.
-Malfoy możesz coś powiedzieć? - zapytała. - Wiem, że ją kochasz. Niech zostanie u Ciebie. A o mnie nigdy się nie dowie. Tak będzie najlepiej. Nie chcę burzyć waszego szczęśliwego życia.
-A ja nie chcę byś odchodziła – usłyszeliśmy oboje zapłakany głos mojego. To znaczy naszego aniołka. Przecież to jej córka. Nie? Ona musi ją kochać.
-Skylar – powiedziałem. - Jak długo tu stoisz?
-Na tyle długo by dowiedzieć się całej prawdy.
Powiedziała. Podeszła do nas i rzuciła się na szyję swojej matce. Obie płakały. Chciałem dać im trochę prywatności więc z zamiarem pójścia zrobić herbatę powoli wstawałem z kanapy. Nie było mi to dane. Sky przyciągnęła mnie do siebie i swojej matki przytulając mocno.
-Kocham was bardzo mocno. Nie chcę by żadne z was odchodziło. Tatusiu nic nie szkodzi, że nie jesteś moim biologicznym ojcem. Ja kocham cię pomimo to. Wychowałeś mnie. A ciebie mamusi też kocham. Kocham już odkąd skończyłam jedenaście lat i tatuś mi o Tobie opowiedział. Wiesz, że on też cię lubi? Nie raz słyszałam jak myślał, że śpię jak mówił do Twojego zdjęcia, które stało przy moim łóżku jak bardzo mu Ciebie przypominam. Mówił i opowiadał jakim to był idiotą, że kłócił się z taką odważną kobietą.
Panna Granger spojrzała na mnie ze łzami w oczach i się delikatnie uśmiechnęła. Odwzajemniłem uśmiech. Nie wiedziałem, że będzie mi dane to oglądać codziennie.
***
17 lat później
Właśnie dzisiaj szłam ze swoim chłopakiem na obiad do moich rodziców. Minęło siedemnaście lat odkąd dowiedziała się, że moja mama żyje. Dowiedział się jak wyglądało jej życie. Nigdy nie byłam na nią zła, że mnie wtedy zostawiła w parku. Wiedziałam, że chce dla mnie jak najlepiej. A dzięki temu poznałam mojego tatę. Może nie jest moim biologicznym ojcem to i tak bardzo go kocham. Wychował mnie na porządnego człowieka. Dzięki mnie się w sobie zakochali i po dwóch latach zwieli ślub. Wtedy wyszły na jaw wszystkie brudne sprawy dotyczące mojego prawdziwego ojca. Myślę, że tata Draco zrobił to specjalnie dla mojej mamy. Kolejne dwa lata później urodził im się synek. Mój młodszy braciszek. Pozwolili mi dać mu imię tak więc dzięki mnie więc świat czarodziei poszerzył się o Scorpiusa Dracona Malfoya. Teraz jesteśmy kochającą się rodziną a mój brat jest wdzięczny za tak wspaniałych rodziców i mnie.
A teraz w pierwszy dzień świąt idziemy do nich na obiad. Wraz z Dominikiem mamy dla nich prezent. Ciekawe co o tym powiedzą. Mam nadzieję, że nie padną na zawał. W końcu to ich pierwszy wnuk.


* Faydee ft Miracle - Unbreakable

W chwilach takich jak te, żałuję że istnieję
Nikt nie chce słuchać, choć wołam o pomoc
W chwilach jak ta, chciałabym odpuścić
Otworzyć okno, uwolnić się by wreszcie móc być sobą
Ale pojawiasz się Ty
Stoisz przede mną, próbując zrobić ze mnie głupca
Zabrać to, co we mnie najlepsze
Tak, jesteś Ty
Próbujesz się mnie pozbyć, dokopać, kiedy leżę
Ale to mnie już nie powstrzyma, nie
Jak to jest wiedzieć, że mnie to nie obchodzi?
Że Twoje słowa nic nie znaczą
Wstanę, kiedy Ty upadniesz
Jak to jest widzieć, że jestem do tego zdolna?
Zdolna do rzeczy, których się nie spodziewasz

Pamiętam, jak mnie sprawdzali, gdy byłam mała
Bo tam, gdzie żyliśmy
Nigdy nie było łatwo, wierz mi
Ale to nie tłumaczy naszego postępowania
Nie mogłam znieść tego, że nie byłam akceptowana
Tyle łez wylałam będąc załamaną
Ale jeśli bym się zmieniła, nikt się nie sprzeciwił
Jednak nic się nie zmieniło, nadal czułam się odrzucona
Upokorzenie kogoś jest ciosem poniżej pasa
Coś co wychodzi, również wraca, jak jojo
Chciałabym móc zatrzymać czas, jak na fotografii
Ale stoję silna, wracając na miejsce jak w pogo.

1 komentarz:

  1. Piękna miniaturka :) cieszę się, że mogłam to przeczytać :) przepraszam Cię Aleksander za zabranie Ci pierwszego komentarza, ale nie mogłam się powstrzymać :)

    OdpowiedzUsuń