Witam.
Jestem z kolejną miniaturką.
Podzielona jest ona na dwie części.
Pozdrawiam i zapraszam do czytania.
Lost on you
Jestem z kolejną miniaturką.
Podzielona jest ona na dwie części.
Pozdrawiam i zapraszam do czytania.
Lost on you
Wojna
siała spustoszenie w całej Europie. Czarodzieje jak i ludzie
pochodzenia mugolskiego byli zagrożeni. Nikt nie był bezpieczny.
Lord Voldemort po pokonaniu Albusa Dumbledora stał się
najpotężniejszym czarodziejem na świecie. Nikt nie mógł się z
nim równać. Podporządkował sobie oba światy. Władze Londynu w
zgodzie współpracowały z czarnoksiężnikiem, aby przeżyć. Lord
przejął najważniejsze miejsca, które miały ogromne znaczenie dla
czarodziei – Ministerstwo Magii, Hogwart, Szpital Świętego Munga
sadzając na nich swoich najwierniejszych sługusów. Severus Snape
został mianowany dyrektorem szkoły. Pozwolił zostać na
stanowiskach nauczycielom, ci musieli jednak podporządkować się
rozkazom nowego władcy. Uczęszczać do szkoły mogli tylko
uczniowie czystej krwi. Dyrektorem szpitala został Blasie Zabini,
który pomimo młodego wieku wykazał się fantastyczną organizacją
i dość dobrym zjednoczeniem swoich pracowników. Na stanowisku
Ministerstwa Magii postawiono Lucjusza Malfoy'a. Wprowadził on
bardzo dużo radykalnych zmian. Rządził twardą ręką , a wszystko
z konsultacją u swojego Pana. Syn Lucjusza – Draco został prawą
ręką Voldemorta. Był odpowiedzialny za wszystkie misje dalszego
podboju świata, a najważniejszym jego zadaniem było odnalezienie
Harrego Jamesa Pottera, który od śmierci swojego mentora Albusa
czyli tzry lata, ukrywał się i nikt nie wiedział gdzie aktualnie
przebywa. Draconowi udało się pojmać najlepszego przyjaciela
swojego szkolnego wroga – Ronalda Weasley'a. I pomimo Veritaserum
oraz dużej dawce cruciatusa nie znał miejsca pobytu
Harrego. Młody Malfoy oddelegował Rudowłosego do prac społecznych
pod czujnym okiem swojego kolegi z roku Gregorego Goyla oraz
nałożonym namiarem. Blondyn miał w planach odnalezienie
przyjaciółek Wybrańca, gdyż to właśnie one mogły wiedzieć
więcej od Łasica. Niestety obie się ukrywały i trudno było je
wykryć.
Zakon Feniksa rozproszył się po całym Londynie by móc
funkcjonować z ukrycia. Ochronili swoje rodziny umieszczając ich w
różnych miejscach i pod innymi postaciami.
***
Wraz
z Ginny ukrywałyśmy się w Northumberland. Właśnie szykowałam
śniadanie, które zamierzałyśmy zjeść przed domem korzystając z
ostatnich ciepłych dni września. Jadłyśmy w ciszy każda
pogrążona w swoich myślach. Chociaż i tak myślałyśmy o tym
samym. Obie zastanawiałyśmy się gdzie mogą ukrywać się
członkowie Zakonu oraz sam Harry. Od dwóch lat nie miałyśmy z nim
żadnego kontaktu. Również dożo naszych szkolnych znajomych
zniknęło w niewyjaśnionych okolicznościach. Wiedziałyśmy tylko,
że Luna Lovegood i Levander Brown zostały niewolnicami Teodora
Notta'a i Adriana Puey'a. Z tego co mi było wiadomo dobrze im się
tam żyło. Nie były narażone na skutki wojny. Niewolnic nie było
wolno zabijać ani zbyt brutalnie traktować. A skąd to wiem? Kiedyś
udało nam się ukraść jedną z gazet i tam akurat trafiłam na ten
artykuł. Wyczytałam również iż wiele młodych czarodziejek
półkrwi trafiło do burdeli lub do prac społecznych w
Ministerstwie czy Mungu.
Spojrzałam
na swoją przyjaciółkę. Uśmiechnęłyśmy się delikatnie by
następnie móc zacząć pakować nasz mały dobytek. Od śmieci
Dumbledora ukrywamy się. Co kilka dni przenosimy się w inne
miejsce. Zwykle są to pobliskie hrabstwa. Byłyśmy tylko we dwie i
tylko na siebie mogłyśmy liczyć. Nie widziałam swoich rodziców.
Wiem tylko, że zostali zamordowani przez sługusów tego potwora.
Gin miała swoich rodziców lecz straciła trzech braci w pożarze
jej rodzinnego domu, który notabene też zrobili śmierciożercy. Z
radia wiedziałyśmy kto piastuje jakie stanowisko. Więc bez żadnego
problemu mogłyśmy się przenosić by nie trafić na złych ludzi.
-Gin
gdzie chcesz się dzisiaj przenieść? - zapytałam
-Nie
wiem Miona – odpowiedziała. - A ty gdzie byś się chciała udać?
-Nie
wiem. Może w okolice Devon? Rozbijemy gdzieś namiot i rzucimy
porządne zaklęcia ochronne.
-Nie
jestem jeszcze gotowa pojawić się w miejscu gdzie uśmiercili moich
braci – rzekła smutno. - Co powiesz na Kent? Ponoć im bliżej
wroga tym bezpieczniej.
-Możemy
spróbować – odparłam. - Spędzimy tam tylko trzy dni. Zobaczymy
co ciekawego po ciemnej stronie. Użyjemy peleryny niewidki, którą
zostawił nam Harry by nikt nas nie zauważył. Nie chcemy przecież
trafić ani do niewoli ani do żadnego burdelu.
Narzuciłam
na nas pelerynę i teleportowałam z cichym trzaskiem na obrzeża
Kent. Rzuciłam wszystkie sobie znane zaklęcia ochronne i rozbiłam
namiot. Weszłyśmy do środka i usiadłyśmy na fotelach zagłębiając
się w nasze ulubione książki.
***
Właśnie
po raz kolejny przeniosłem się w tylko sobie znane miejsce. Robiłem
tak już chyba od trzech lat. Zamierzałem w końcu ujawnić się
swoim przyjaciółką. Ukrywałem się by móc w ten sposób ich
ochronić przed całym tym złem. Myślałem, że jak zniknę z
powierzchni ziemi One będą bezpieczne. Nie wiedziałem, że jest to
nie prawda. Nie miałem pojęcia co się dzieje na przykład z Ronem,
Levander czy moją dziewczyną Luną. Nie wiedziałem kompletnie nic.
Musiałem poinformować chociaż Hermionę gdzie się ukrywam.
Dobrze, że wymyśliła to zaklęcie dzięki któremu mogę wysłać
jej cokolwiek bez użycia sowy. Zamierzałem zrobić to jutro rano.
Może wieczorem będą mogły do mnie dołączyć. I już razem
będziemy mogli się ukryć by obmyślić plan odzyskania naszego
normalnego i spokojnego świata.
***
Szedłem
właśnie na spotkanie z Czarnym Panem. Musiałem zdać mu relację z
naszych poczynań w poszukiwaniu Pottera. Wiedziałem, że nie będzie
zadowolony. Wolałem od razu powiedzieć mu całą prawdę. Zatajenie
jej przed nim nic nie wskóra. Co najwyżej przyczyni się do mojej
szybszej śmierci. Stojąc już przed wielkimi wrotami do gabinetu
Lord zapukałem do nich. Usłyszałem władce „proszę” i
wszedłem do środka. Gabinet był wielkim pomieszczeniem gustownie
urządzonym. Ściany w szmaragdowym i grafitowym odcieniu idealnie ze
sobą współgrały. Dębowe meble przyozdabiały większość
pomieszczenia. Największe było biurko. Zajmowało całą ścianę
równoległą do wejścia. Nie było tu okien co dodawało
mroczniejszego klimatu. Pan wskazał mi miejsce, w którym usiadłem.
-Mój
Panie – powiedziałem lekko się kłaniając. - Mam kilka
informacji o moim zadaniu.
-Mów
Draco – odpowiedział. - Znalazłeś już Pottera?
-Niestety
nie mój Panie – rzekłem. - Wciąż podążamy jego śladem lecz
za każdym razem udaje mu się nas przechytrzyć. Mam też inną
informację. Naszemu człowiekowi w Ministerstwie udało się
namierzyć silne użycie magi w hrabstwie Kent. Tylko jedna osoba
potrafi rzucać takie zaklęcia.
-Masz
na myśli tą pannę Granger? - zapytał. - Pomimo że jest szlamą
to bardzo mądra dziewczyna. Nie możemy jej lekceważyć. Masz ją
znaleźć. Pewnie wie gdzie ukrywa się ten przeklęty dzieciak.
Przekaż swojemu ojcu, że ma obserwować każde użyte zaklęcie.
Chcę wiedzieć gdzie kto jest i co właściwie robi. Znajdź ją. A
o możesz wziąć ze sobą Zabiniego. Przyda mu się trochę
odskocznia, a on sam woli pracę w terenie niż siedzieć na stołku.
Pożegnałem
się i opuściłem gabinet. Zamykając za sobą wrota odetchnąłem z
ulgą. Nie był zły, że nie złapałem jeszcze Pottera. Może w
środku się gotował ze złości lecz nie pokazał tego po sobie.
Mam dzisiaj szczęście. Idę do ojca, a później Blasiego. Trzeba
złapać te dwie Gryfonki.
***
Siedziałyśmy
i obmyślałyśmy kolejny plan przeniesienia. Wiedziałam, że tylko
jedno hrabstwo zostało nam do przebycia. A było to miejsce, gdzie
wychowała się moja Rudowłosa przyjaciółka. Postanowiłyśmy
przenieść się tam jutro z samego rana by w spokoju móc przejść
przez miejsce do którego się udajemy. Zjadłyśmy kolację i po
kolei się wykąpałyśmy.
Leżąc
już w swoim łóżku na górnej pryczy rozmyślałam o tym
wszystkim. Nie mogłam zasnąć. Rozmyślałam o całej tej sytuacji.
Brakowało mi chłopaków. Ich wygłupów i żartów. W szczególności
Rona. Byliśmy przecież parą przed całą tą wojną. Kochałam go,
a on spotykał się ze mną tylko dla swojej gejowskiej przykrywki.
Bolało, kiedy się dowiedziała, ale niestety nie miałam możliwości
zmienienia jego orientacji.
W
końcu zamknęłam oczy i oddałam się w objęcia Morfeusza.
Następnego
ranka zbudziło mnie ciepłe wrześniowe słońce. Wstałam jako
pierwsza i zajęłam naszą małą łazieneczkę wykonując poranną
toaletę. Kiedy w drzwiach minęłam przyjaciółkę posłałam jej
pocieszający uśmiech. Zawsze tak się witałyśmy. Przygotowałam
talerz z kanapkami, którymi żywiłyśmy się najczęściej. Nie
miałyśmy możliwości na zakup czegoś lepszego. A przyznam
szczerze, że zjadłabym kurczaka, albo chociaż jakąś pyszną zupę
pani Weasley. Niestety musiałyśmy zadowolić się kanapkami z
serem.
Po
skończonym posiłku spakowałam zaklęciem nasz dobytek i gdy
miałyśmy się już przenosić na moich dłoniach zaczęła
materializować się jakaś przesyłka. Chwilę później trzymałam
kopertę. Otworzyłam ją i szybko przeczytałam. Już miałam podać
list Ginny gdy usłyszałam cichy trzask. Złapałam Gin za ramię i
nas stamtąd zabrałam. Wylądowałyśmy na małej polance w
hrabstwie Devon.
-Miona
co się stało, że nas tak szybko zabrałaś? - zapytała Ruda.
-Ktoś
nas znalazł. Nie jesteśmy już bezpieczne. To list od Harrego –
rzekłam wręczając jej go. - Przeczytaj go kiedy będziemy już
bezpieczne. Mówi tylko, że tęskni za nami i podał nam miejsce
gdzie będzie się teraz znajdować byśmy mogły do niego dołączyć.
A teraz chodźmy do miasta. Musimy gdzieś przenocować, nie chcę
używać magi bo coś mi się zdaję, że nas właśnie tak chcą
namierzyć.
I
ruszyłyśmy w kierunku pobliskiej wioski.
***
Wiedziałem.
Byłem pewien, że to Ona użyła tych zaklęć. Nie wiedziały, że
są namierzone. Szkoda tylko iż Potter nie używa swojej różdżki.
Sprawa byłaby prostsza. Ale mam namierzone te dwie Gryfonki. Udało
mi się również usłyszeć o tym liście. Byśmy tylko go zdobyli,
albo chociaż Granger. Zdążyła go przeczytać. Teraz musimy
obmyślić plan jak pojmać te dziewczyny. Blaise mówił, że chce
Rudą dla siebie jako swoją niewolnicę. Zobaczymy jak to będzie.
Idziemy teraz za nimi do wioski. Nie chcę by wiedziały, że są
śledzone.
Dojście
do małej wioseczki Devon zajęło nam sporo czasu. Zapłaciłem tym
podrapanymi dłońmi i kilkoma zadrapaniami na twarzy. Ale było
warto. Czarny Pan będzie zadowolony. Kilka minut później weszły
do małej obskurnej nory zwanej motelem. Wiedziałem iż chcą jak
najlepiej się ukryć. I zauważyłem, że nie używają różdżek.
Czyżby coś podejrzewały? Teraz trochę mnie to zdziwiło. Zbyt
szybko się teleportowały. Granger chyba musiała coś zauważyć.
Nie było innego wyjścia. A przecież nie jest głupia. Z zaklęciem
kamuflującym weszliśmy za nimi do góry wąskim korytarzykiem. A
później do małego obskurnego pokoiku, w którym były tylko dwa
pojedyncze łózka pod oknem. Jedna szafa i goła żarówka pod
sufitem. Ja przywykłem do luksusów. Dziewczyny ułożyły się na
łóżku i nie minęła chwila, a spały już. Mogliśmy teraz zabrać
je bez problemu. Lecz nie chcieliśmy. To za łatwe. Zero pościgu, a
jakąś przecież musimy mieć rozrywkę. Lepiej by wiedziały kto i
w jaki sposób to zrobił. Ten strach w oczach, gdy wiedzą co ich
czeka. Z cichym trzaskiem zniknęliśmy poza budynek.
***
Zbudził
mnie trzask teleportacji. Rozejrzałam się po małym pomieszczeniu
zatrzymując wzrok na mojej przyjaciółce. Zauważyłam, że ona
również nie spała. Uśmiechnęłam się pocieszająco. Już
wiedziałam iż obie nie będziemy spały całą noc.
-Hermiona
czy ci się również zdaję, że ktoś nas obserwuje? - zapytała.
-Tak
Ginny – odpowiedziałam. - Dlatego tak szybko nas tutaj
teleportowałam. Myślę, że na razie nie powinniśmy używać
czarów. I najlepiej z samego rana zmienić miejsce. Dla naszego
bezpieczeństwa.
Rozmawiałyśmy
tak całą noc. Lubiłyśmy wspominać kiedy wszystko było jeszcze w
porządku.
Następnego
ranka wyszłyśmy bardzo szybko nim ktoś zdążył nas zauważyć.
Szłyśmy bacznie rozglądając się w każdą z możliwych stron.
Nie ukrywam, że się bałam i z oczu mojej koleżanki wyczytałam to
samo. Spojrzałam w jedną z ciemniejszych alejek i zauważyłam dwie
zakapturzone osoby. Pociągnęłam Rudą w przeciwną uliczkę, na
której puściłyśmy się biegiem. Byłam pewna, że te osoby ruszą
za nami. I się nie myliłam. Minęłyśmy kolejny zakręt. W biegu
powiedziała.
-Gin
uciekaj. Ja ich zatrzymam.
-Nie
zostawię cie Miona – odpowiedziała. - Razem damy radę.
-Gin
ty musisz żyć – rzekłam. - Masz dla kogo. Twoi rodzice żyją.
Twój chłopak Neville. Harry. Musisz ich odnaleźć. Trzeba pokonać
Sama-Wiesz-Kogo.
Zatrzymałam
się a środku kolejnej uliczki. Chciałam dać Rudej więcej czasu
na ucieczkę. Kiedy zniknęła za kolejnym budynkiem i ruszyłam w
przeciwnym kierunku. Miałam nadzieję, że Śmierciożercy będą
zmierzać w moją stronę. Nie pomyliłam się. Niestety nie
przewidziałam, że moja przyjaciółka będzie chciała mi pomóc.
Zderzyłam się z nią na następnym zakręcie. Zatrzymałyśmy się
tylko na chwilę. Chciałam na nią nakrzyczeć lecz postanowiłam
zostawić to na później. Teraz zastanawiało mnie dlaczego oni
jeszcze nie rzucili w nas żadnym zaklęciem. Czyżby chcieli wziąć
nas żywcem? Dobiegłyśmy do kolejnej alejki. I zauważyłam, że
jesteśmy w pułapce. Spojrzałam na Rudowłosą. W jej oczach
również był strach i przerażenie.
-Ginny
błagam cię. Uciekaj – krzyknęłam. - No już. Znikaj. Odnajdź
Harrego. Razem dacie radę. Błagam cię uciekaj. Zrób to dla mnie.
Moja
przyjaciółka ze łzami Zaczęła wspinać się na dość wysoki
murek, była jednak bardziej wysportowana niż ja więc bez problemu
chwilę później znalazła się po jego drugiej stronie.. A ja
spojrzałam na dwóch Śmierciożerców. Jeden z nich celował we
mnie różdżką. Zanim straciłam świadomość usłyszałam jeszcze
jedno zdanie.
-Zostaw
Weasley, Ona zna miejsce pobyty Pottera.
***
Złapałem
nieprzytomną Granger i teleportowałem się do siedziby
Śmierciożerców dobrze wiedząc, że Blasie podąży za drugą
dziewczyną. Nie chciał sobie odpuścić. Wszedłem do wielkiego
zamczyska, który służył nam za nasz dom. Mieszkali tu wszyscy
poplecznicy Czarnego Pana wraz ze swoimi rodzinami. Moje siedziby
znajdowały się na drugiej kondygnacji w zachodnim skrzydle.
Ruszyłem w tamtą stronę. Powinienem wrzucić Granger do lochów,
ale wiedziałem, że inny z popleczników może przypisać sobie
zasługi złapania jej. Mam dodatkową komnatę, w której zamknę
Gryfonkę. Przyspieszyłem gdy zauważyłem iż jej oczy zaczęły
pooli drgać. Nie chciałem by krzyczała na korytarzu, a pewnie tak
by było. Wszedłem do drogo urządzonego salonu. Położyłem ją na
kanapie i czekałem aż otworzy swoje oczy. Nie przeszkadzało mi
trzymać ją na rękach. Była taka lekka. Ważyła tyle co piórko.
Pewnie przez ten czas nie miała nic pożywnego w ustach. Usiadłem
na fotelu i w spokoju czekałem na kolejny tok wydarzeń. Zawołałem
swojego skrzata – Smrodka – i poprosiłem o kolację. Pomyślałem,
że pewnie będzie głodna.
***
Otworzyłam
swoje oczy i w pierwszej kolejności zauważyłam groteskowy sufit.
Nie wiedziałam gdzie jestem, a otoczenie też mi nic nie mówiło.
Byłam wystraszona i nie ukrywam, że się bałam.
-Ginny?
- zapytałam.
-Witaj
Granger.
Usłyszałam
zimny głos, którego nienawidziłam przez te wszystkie lata w szkole
i którego od trzech lat nie słyszałam. Od razu poderwałam się z
kanapy i zobaczyłam blondyna siedzącego na fotelu. Z chęcią mordu
w oczach spojrzałam na niego. Ten durny uśmieszek na bladej twarzy,
aż prosił się o przyłożenie.
-Ty.
Wredny. Pieprzony. Śmierciożeco – krzyczałam po każdym słowie
uderzając go pięściami w klatkę piersiową. - Co ty sobie do
cholery myślałeś porywając mnie. Masz mnie w tej chwili wypuścić.
-Uspokój
się wariatko – złapał mnie za ręce. - Współpracuj, a pożyjesz
dłużej.
-Możesz
mnie zabić już teraz. Nic ci nie powiem – odpowiedziałam
buntowniczo.
Malfoy
pociągnął mnie w stronę kanapy. Jego zimne palce wbijały się w
moje dłonie. Byłam pewna, że już teraz mam siniaki. Usadził na
kanapie i puścił dłonie. Wcisnął w nie kubek z czym ciepłym w
środku. Zerknęłam na niego podejrzliwie. Westchnął i powiedział.
-To
tylko gorąca herbata. Nie ma w niej nic dodatkowego. Już ci mówiłem
nie chcę się jeszcze ciebie pozbywać. Nic nie zrobię dopóki nie
wyciągnę od ciebie wszystkich potrzebnych mi informacji.
Zrozumiałaś?
Nie
mając innego wyjścia kiwnęłam głową na znak zgody. Co mogłam
zrobić innego, skoro tutaj jestem to nie mam możliwości wydostania
się. Na pewno pełno tam śmierciożerców, a bez różdżki, której
oczywiście nie mam, nie mogłam uciec. Nie miałam ochoty na
rozmowę. A wolałam współpracować. Przecież byłam w siedzibie
Czarnego Pana.
Miniaturka świetna, poprzedni rozdział też był super!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam,że nie komentowałam, ale wszystko czytałam na telefonie,
gdy byłam w pociągu, a w domu zapominałam skomentować ;)
Czekam na kolejną część miniaturki i nowy rozdział.
Pozdrawiam i weeny :*
~gwiazdeczka
Dziękuję za bardzo miły komentarz.
UsuńRównież pozdrawiam :*
mała gwiazdka