Witam.
Zapraszam na nowy rozdział,
który pojawia się wcześniej niż planowałam.
Nie przedłużając zapraszam do czytania.
"Dobrze widzi się tylko sercem.
Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu."
Antoine de Saint - Exupery
"Mały Książę"
Spotkanie.
Kasztanowłosa Gryfonka siedziała w
swoim ulubionym miejscu w szkole tzn. w bibliotece. Pracowała nad
wyjątkowo ciężkim wypracowaniem z transmutacji ludzi i zwierząt.
Wielu uczniów nie dawało sobie z tym materiałem rady (oczywiście
ona nie miała z tym problemu). Wypracowanie zadane przez dyrektorkę
było bardzo trudne i nawet jej najlepszej uczennicy w szkole
sprawiło to troszeczkę większej pracy niż zazwyczaj.
Kiedy spojrzała na zegarek i
uświadomiła sobie, że już jest tak późno szybko zebrała swoje
rzeczy wrzucając je do torby i udała się w kierunku trzeciego
piętra do pokoju wspólnego Prefektów Naczelnych. Od razu weszła
do dormitorium stawiając torbę na biurko rzuciła się na łóżko
oddychając głęboko.
Rozmyślała o szkole od początku
roku. O wszystkich sytuacjach, które miały wtedy miejsce. O próbie
gwałtu przez Kruma. Swojej rodzinie, którą dopiero co poznała.
Śmierci Grangerów przynosząca jej wiele smutku i wylanych łez.
Odsunęła od siebie myśli. Usiadła
na łóżku i spojrzała na zegar wiszący nad biurkiem. Wstała i
podeszła do szafy wyciągając przygotowane ciuchy na dzisiejsze
popołudniowe spotkanie ojca swojego chłopaka. Szybko ubrała się i uczesała by móc następnie udać się do drugiego pokoju.
Zapukała do drzwi. Nikt jej nie odpowiedział więc ponowiła próbę.
Nacisnęła na klamkę i weszła do środka. Szybko rozejrzała się
po pomieszczeniu. Musiała przyznać iż chłopak lubił porządek.
Nigdzie nie było porozrzucanych ubrań, książek ani pergaminów.
Uśmiechnęła się i usiadła na brzegu jego łóżka wysyłając
patronusa z informacją, że oczekuje go jak najszybciej. Położyła
się na idealnie pościelonym łóżku z nogami zwisającymi poza
jego brzeg. Czekała tak na chłopaka, z którym chciała jeszcze
omówić kilka rzeczy. Nawet nie wiedziała kiedy zmorzył ją sen.
***
Blondyn szedł wraz ze swoją
młodszą, przyrodnią siostrą do pokoju wspólnego prefektów. Nie
podejrzewał, że załatwienie spraw treningu zajmie mu tyle czasu i
nawet po otrzymaniu patronusa od drugiego Prefekta nie pomogło mu w
przyspieszeniu rozmowy. A musiał jeszcze po drodze zabrać
dziewczynkę, której obiecał zabranie do wioski jak będzie się
tam wybierać, gdyż chciała uzupełnić niektóre zapasy słodyczy
(wycieczki odbywały się dwa razy w semestrze).
Tak więc szli teraz po Hermionę by
następnie pójść do Hogsmead na to dziwne spotkanie.
Stanęli
przed portretem Godryka i wypowiedział hasło by mogli wejść do
środka. Polecił dziewczynie zaczekanie na kanapie, a sam udał się
do swojej sypialni by najpierw się przebrać. Pierwsze co zobaczył
to dziewczyna śpiąca na jego łóżku. Postanowił ją obudzić,
ale wcześniej ubrał przygotowane rzeczy. Podszedł do łóżka. Usiadł obok koleżanki
nachylając się nad nią. Odgarnął z twarzy i pocałował lekko
rozchylone usta. Nie odsunął się dopóki nie otworzyła swoich
oczu. Usiadł prosto ciągnąc ją za sobą. Objął Mionę i
zaczekał aż wybuchnie. Nie trwało to długo, gdyż po chwili
poczuł jej małe piąstki na swoich żebrach. Przytuli ją jeszcze
mocniej. Po kilku minutach uspokoiła się mówiąc cicho.
-Nigdy więc tak mnie nie strasz.
Jeszcze to wszystko jest za świeże. Może kiedyś będzie
normalnie.
-Przepraszam księżniczko. Nie
chciałem ciebie nastraszyć – odpowiedział. - I chyba powinniśmy
się już zbierać jeśli chcemy zdążyć na umówioną godzinę do
wioski.
Podnieśli
się i oboje zabierając kurtki ze sobą wyszli z sypialni chłopaka.
Kasztanowłosa przywitała się ze swoją mała przyjaciółką i w trójkę ruszyli w kierunku wyjścia ze szkoły.
***
Dwie przyjaciółki siedziały w
pokoju wspólnym Slytherinu rozmawiając ze sobą. Ich wymianie zdań
przysłuchiwał się Teodor odrabiający pracę domową od czasu do
czasu uśmiechając się do koleżanek. Pansy z Astorią rozmawiały
na temat ślubu tej pierwszej. Obie doszły do wniosku, że sukienka
powinna być balowa jak u księżniczki lecz nie taka bardzo wielka
jak beza tylko skromna by pasowała do Czarnej. Oczywiście miejsce
mieli już wybrane. Tradycja nakazywała by wesele odbywało się w
rodzinnej posiadłości Pana Młodego. Lecz doszli do wniosku, że
nie może odbyć się to w ruinie jakim był dom Pottera więc
postanowili iż całość odbędzie się w rodzinnej posiadłości
Parkinsonów. Harry nie miał nic przeciwko dla niego ważne było
poślubienie swojej wybranki. Pasny postanowiła zamówić
trzypiętrowy tort. Miał być biały ze srebrno – złotymi haftami
robionymi szprycą. Para młoda ustaliła również już liczbę
gości. Miało ich być tylko stu pięćdziesięciu w tym cała rodzina Weasley'ów,
która przez prawie całe życie zastępowało Potterowi rodzinę.
Świadkami mieli być Hermiona i Ronald. A cała uroczystość miała
odbyć się 3 lipca.
-Pam powiedz mi gdzie jedziecie na
miesiąc miodowy?
-Szczerze nie mam pojęcia. Harry
powiedział, że on wybierze miejsce aby była to dla mnie
niespodzianka.
Odpowiedziała. Dziewczyny rozmawiały
jeszcze o wszystkim mniejszych szczegółach dotyczące zbliżającego
się ślubu oraz egzaminów końcowych, do którego obie musiały się
szykować.
***
Para zakochanych spacerowała po
szkolnych błoniach. Nie rozmawiali ze sobą, gdyż dla obojga
wystarczyła obecność tej drugiej osoby. Zatrzymali się nad
jeziorem, ale od drugiej mniej odwiedzanej przez uczniów stronie.
Chłopak spojrzał na swoją ukochaną i był pewny decyzji, którą
podjął dzisiaj rano. Bo to właśnie dzisiaj miało się to
wydarzyć. Musieli jeszcze tylko poczekać godzinę aby zobaczyła to
co miał do pokazania.
-Blaise? - Zapytała cicho. - Po co
mnie tu zabrałeś?
-Nie mogę kochanie ci jeszcze
powiedzieć bo to niespodzianka. Jak na razie chodź coś zjemy.
Pociągnął
ją w stronę pobliskich drzew, gdzie pod magiczną barierą (pomysł
Hermiony kiedy się jej zapytał) umieszczony był duży koc, na
którym stał wielki kosz piknikowy, a sama bariera była wzmocniona
zaklęciem ogrzewającym aby oboje nie zmarzli. Usiedli na kocu, a
czarnoskóry wyciągnął z koszyka kieliszki i skrzacie wino –
ulubiony trunek Rudej, truskawki w czekoladzie oraz winogrona i kilka
rodzai sera. Zajadali się smakołykami patrząc na powoli zachodzące
słońce.
Kiedy minęła prawie cała godzina
Ślizgon zaprowadził swoją dziewczynę pomiędzy drzewa, gdzie
znajdowała się mała polanka, na której było mnóstwo kwiatów.
Zadziwiło to Gin, która doszła do wniosku, że nie ma jeszcze zbyt
ciepło aby rosły już takie śliczne kwiaty.
-Skąd się wzięły o tej porze roku
kwiaty i to takie? - Zapytała.
-To
magiczne miejsce – odpowiedział. - Znalazłem je na piątym roku. Ale to nie ważne. Chciałem ci pokazać
jeden z kwiatów, które tylko w dniu dzisiejszym zakwita. Właśnie
tego samego dnia co dzisiaj go znalazłem. Dużo o tym czytałem.
Jest to kwiat novo.
Ma ponoć magiczne właściwości. Niestety nie dowiedziona jakie bo
nikomu nie udało się podejść do niego na bliżej niż dwa metry.
Ja myślę, że ten kwiat ma tak silne właściwości ochronne
dlatego. O patrz właśnie zakwita.
Oboje spojrzeli na rozkwitający kwiat.
Ginny musiała przyznać, że jest to bardzo piękny widok. Niebiesko
– czerwone płatki rozłożyły się ukazując złote pręciki,
które przy lekkim podmuchu wiatru wypuścił w powietrze pyłki i
zawiało je w stronę pary. Kolorowy pył owinął się wokół nich.
Rudowłosa poczuła przyjemny zapach, który nie potrafiła określić
oraz ogarnęła ją dziwna miła siła i poczuła się całkowicie
odprężona. Wtuliła się w chłopaka kładąc głowę na jego
piersi. Stali tak przez dobre kilkanaście minut dopóki kwiat
ponownie nie zaczął się zamykać. Spojrzeli po sobie i wrócili do
bariery. Wzmocnili ją zaklęciami ochronnymi przed niebezpiecznymi
zwierzętami. Zamienili kilka gałęzi w mały namiot i stwierdzili,
że mogą przespać się na łonie natury.
***
Zbawca magicznego świata wracał
właśnie z pobliskiej wioski ze spotkania ze swoim przyszłym
teściem. Spotkali się aby porozmawiać o miejscu na miesiąc
miodowy zakochanych. Cieszył się, że ma z nim taki dobry kontakt i
miał nadzieję iż po ślubie również tak będzie.
Wszedł do swojego dormitorium
znajdującego się w wieży Gryffindoru i bez namysłu rzucił się
na swoje łóżko. Dopóki nie usłyszał pisku był pewny, że to
jego posłanie. Szybko zerwał się do pozycji stojącej i zapalił
światło. Spojrzał na Rona, który z szeroko otwartymi oczami
patrzał na niego.
-Harry co ty robisz? - Zapytał. -
Dlaczego wskoczyłeś do mojego łóżka?
-Wybacz Ron – odpowiedział. - Byłem
pewny, że to moje posłanie. Musiałem się w tej ciemności
pomylić.
Powiedział chłopak i już bez
problemu wszedł do swojego łóżka. Powiedział dobranoc
Rudowłosemu i zgasił światło. Ułożył się na plecach i od razu
oddał w objęcia Morfeusza,
***
kilka godzin wcześniej
Hermiona,
Draco i Annie szli razem przez wioskę wchodzą prawie do wszystkich
sklepów znajdujących się w Hogsmead. Do spotkania mieli jeszcze
ponad dwie godziny. Większość tego czasu spędzili w Magicznym
Królestwie wybierając
przeróżne rodzaje słodyczy. Odwiedzili również aptekę
uzupełniając składniki na eliksiry. Postanowili zajść także do
sklepu zoologicznego. Herm i Smok kupili smakołyki dla swoich
pupili.
Kilkanaście
minut później weszli do Trzech
Mioteł i zajęli
jedne ze stolików zamawiając kremowe piwo i sok dla dziewczynki.
Dopiero teraz kasztanowłosa zaczęła odczuwać lekki strach przed
spotkaniem, od którego nie mogła się już wycofać.
Mężczyzna przybył chwilę po nich w
towarzystwie innego mężczyzny, którego od razu poznała. Lucjusz
Malfoy usiadł obok nich wraz z Valentinem Parkinsonem. Zaciekawiona
Hermiona zastanawiała się co jej biologiczny ojciec robi w
Hogsmead. Panowie zmówili sobie po mocniejszym trunku i wszyscy
siedzieli milcząc.
Ciszę przerwała mała Ana.
-Co tutaj robicie? - Zapytała. -
Myślę, że Draco i Hermiona również są ciekawi tylko ie wiedzą
jak się was tego zapytać.
-Że też ci nie wstyd Draconie. Twoja
młodsza siostra musi za ciebie jeszcze pytać - powiedział
długowłosy blondyn.
-To nie tak – odparł chłopak. - To
po co tu jesteście? Pisałeś, że mamy się z Tobą spotkać lecz
nic nie wspomniałeś o Panu Parkinsonie.
-Mam spotkanie z moim przyszłym
zięciem, a Luu zaproponował mi bym poszedł wraz z nim – odezwał
się ojciec Grangerówny.
-Ale dlaczego Pan Malfoy chciał się z
nami spotkać? - Do dyskusji włączyła się kobieta.
-Pisał do mnie Victore Greengrass
upominając się o zamążpójścia swojej młodszej córki
Astorii. Lecz mój syn i ta młoda dama sprzeciwili się naszym
planom. A Victor chce dla swojej córki jak najlepiej więc
postanowił postawić na wybór swojej pociechy. Zerwaliśmy umowę,
ale ja nie mogę pozwolić by mój dziedzic został bez małżonki.
Dlatego chciałem się dowiedzieć co tak naprawdę jest między
wami.
-Lucjuszu aleś ty mało bezpośredni –
zaśmiał się Val. - Wystarczyło im powiedzieć, że postanowiliśmy
połączyć nasze rody poprzez ich małżeństwo.
-Czyli mam rozumieć, że chcecie się
wzajemnie wzbogacić łącząc dwa bogate rody?! - Oburzyła się
Miona. - I wy myślicie, że my się na to zgodzimy? Nawet jeśli
nasze relację się poprawiły. Nawet jeśli się ze sobą spotykamy
nie macie prawa ingerować w nasze życie. Jesteśmy dorośli i to my
powinniśmy podjąć taką decyzję. A nie wasze głupie
arystokratyczne rodziny.
-Nie unoś się moja panno –
Valentine podniósł głos. - Jesteś moją córką i powinnaś być
mi posłuszna.
-To, że jesteś moim biologicznym
ojcem nie czyni cię nim – odpyskowała. - Ty mnie tylko
stworzyłeś. To Grangerowie mnie wychowali. To oni mnie nauczyli jak
żyć. Wychowali mnie i nauczyli wszystkiego. I nikt za mnie ni
będzie decydował nawet jeśli jestem Twoją córką.
Skończyła mówić. Zabrała swoją
kurtkę i wyszła z lokalu. Szła szybko prawie biegła w kierunku
szkoły. Nie patrząc się dookoła.
Lucjusz
i Valentine byli w szoku słów kobiety. Draco ją popierał, chociaż
trochę go to zabolało gdyż zabrzmiało to jakby dziewczyna nie
chciała wiązać z nim swojej przyszłości a jest tylko z nim bo
tak jej było wygodnie. Zmieszany pożegnał ojców i wraz z siostrą
wrócił do szkoły odprowadzając ją do wieży Gryffindoru, a sam
się udał na poszukiwanie współlokatorki.
Pierwszym miejscem, które mu przyszło
do głowy był salon wspólny. Nie znalazł jej więc zostawił
rzeczy i wrócił na błonia. Przebiegł ich całą długość i
również nie znalazł dziewczyny. Postanowił ruszyć na wieże
astronomiczną kiedy usłyszał wybijającą północ zegar. Tak jak
przypuszczał bez problemu ją tam znalazł. Siedziała na podłodze
z nogami zwisającymi poza barierkę. Podszedł do niej i podniósł
do góry. Przytulił do siebie i powiedział.
-Coś ty sobie myślała wracając
samej do szkoły? Nie daj Merlinie gdyby coś ci się stało. Czyś
ty w ogóle pomyślała Granger?
-Przepraszam – powiedziała przez łzy
dziewczyna. - Oni mnie po prostu zdenerwowali i nie wiedziałam co
robię. Chciałam jak najszybciej opuścić ich towarzystwo. Nie
pozwolę by ktoś decydował o moim życiu. Wiem, że może to dla
ciebie zabrzmiało jakbym nie chciała myśleć o naszej wspólnej
przyszłości. Nie mówię, że nie chcę, ale musisz mnie zrozumieć.
-Rozumiem mała. Rozumiem. Masz rację.
Nie powinni za nas decydować. Ale nie ukrywam pomyślałem tak.
Wybacz mi.
-Draco – uśmiechnęła się. - Lubie
cię nawet bardzo i nie chcę by się to zmieniło. Czuję się przy
Tobie bardzo bezpieczna i dobrze mi tak. A teraz chodź wracajmy do
naszego salonu. Jest już po północy, a my nawet będąc Prefektami
nie powinniśmy chodzić po ciszy nocnej.
Ruszyli razem trzymając się za ręce.
Oczywiście uważali na patrolującego korytarze Filcha i jego starą
kotkę Panią Norris. Usiedli w salonie na kanapie rozmawiając ze
sobą. A nad ranem zasnęli przytuleni do siebie w dość dziwnej
pozycji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz