piątek, 17 lutego 2017

Rozdział 32

Witam.
Zapraszam na nowy rozdział,
który pojawia się wcześniej niż planowałam.
Nie przedłużając zapraszam do czytania. 



"Dobrze widzi się tylko sercem.
Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu."
Antoine de Saint - Exupery
"Mały Książę"

Spotkanie.


Kasztanowłosa Gryfonka siedziała w swoim ulubionym miejscu w szkole tzn. w bibliotece. Pracowała nad wyjątkowo ciężkim wypracowaniem z transmutacji ludzi i zwierząt. Wielu uczniów nie dawało sobie z tym materiałem rady (oczywiście ona nie miała z tym problemu). Wypracowanie zadane przez dyrektorkę było bardzo trudne i nawet jej najlepszej uczennicy w szkole sprawiło to troszeczkę większej pracy niż zazwyczaj.
Kiedy spojrzała na zegarek i uświadomiła sobie, że już jest tak późno szybko zebrała swoje rzeczy wrzucając je do torby i udała się w kierunku trzeciego piętra do pokoju wspólnego Prefektów Naczelnych. Od razu weszła do dormitorium stawiając torbę na biurko rzuciła się na łóżko oddychając głęboko.
Rozmyślała o szkole od początku roku. O wszystkich sytuacjach, które miały wtedy miejsce. O próbie gwałtu przez Kruma. Swojej rodzinie, którą dopiero co poznała. Śmierci Grangerów przynosząca jej wiele smutku i wylanych łez.
Odsunęła od siebie myśli. Usiadła na łóżku i spojrzała na zegar wiszący nad biurkiem. Wstała i podeszła do szafy wyciągając przygotowane ciuchy na dzisiejsze popołudniowe spotkanie ojca swojego chłopaka. Szybko ubrała się i uczesała by móc następnie udać się do drugiego pokoju. Zapukała do drzwi. Nikt jej nie odpowiedział więc ponowiła próbę. Nacisnęła na klamkę i weszła do środka. Szybko rozejrzała się po pomieszczeniu. Musiała przyznać iż chłopak lubił porządek. Nigdzie nie było porozrzucanych ubrań, książek ani pergaminów. Uśmiechnęła się i usiadła na brzegu jego łóżka wysyłając patronusa z informacją, że oczekuje go jak najszybciej. Położyła się na idealnie pościelonym łóżku z nogami zwisającymi poza jego brzeg. Czekała tak na chłopaka, z którym chciała jeszcze omówić kilka rzeczy. Nawet nie wiedziała kiedy zmorzył ją sen.
***
Blondyn szedł wraz ze swoją młodszą, przyrodnią siostrą do pokoju wspólnego prefektów. Nie podejrzewał, że załatwienie spraw treningu zajmie mu tyle czasu i nawet po otrzymaniu patronusa od drugiego Prefekta nie pomogło mu w przyspieszeniu rozmowy. A musiał jeszcze po drodze zabrać dziewczynkę, której obiecał zabranie do wioski jak będzie się tam wybierać, gdyż chciała uzupełnić niektóre zapasy słodyczy (wycieczki odbywały się dwa razy w semestrze).
Tak więc szli teraz po Hermionę by następnie pójść do Hogsmead na to dziwne spotkanie.
Stanęli przed portretem Godryka i wypowiedział hasło by mogli wejść do środka. Polecił dziewczynie zaczekanie na kanapie, a sam udał się do swojej sypialni by najpierw się przebrać. Pierwsze co zobaczył to dziewczyna śpiąca na jego łóżku. Postanowił ją obudzić, ale wcześniej ubrał przygotowane rzeczy. Podszedł do łóżka. Usiadł obok koleżanki nachylając się nad nią. Odgarnął z twarzy i pocałował lekko rozchylone usta. Nie odsunął się dopóki nie otworzyła swoich oczu. Usiadł prosto ciągnąc ją za sobą. Objął Mionę i zaczekał aż wybuchnie. Nie trwało to długo, gdyż po chwili poczuł jej małe piąstki na swoich żebrach. Przytuli ją jeszcze mocniej. Po kilku minutach uspokoiła się mówiąc cicho.
-Nigdy więc tak mnie nie strasz. Jeszcze to wszystko jest za świeże. Może kiedyś będzie normalnie.
-Przepraszam księżniczko. Nie chciałem ciebie nastraszyć – odpowiedział. - I chyba powinniśmy się już zbierać jeśli chcemy zdążyć na umówioną godzinę do wioski.
Podnieśli się i oboje zabierając kurtki ze sobą wyszli z sypialni chłopaka. Kasztanowłosa przywitała się ze swoją mała przyjaciółką i w trójkę ruszyli w kierunku wyjścia ze szkoły.
***
Dwie przyjaciółki siedziały w pokoju wspólnym Slytherinu rozmawiając ze sobą. Ich wymianie zdań przysłuchiwał się Teodor odrabiający pracę domową od czasu do czasu uśmiechając się do koleżanek. Pansy z Astorią rozmawiały na temat ślubu tej pierwszej. Obie doszły do wniosku, że sukienka powinna być balowa jak u księżniczki lecz nie taka bardzo wielka jak beza tylko skromna by pasowała do Czarnej. Oczywiście miejsce mieli już wybrane. Tradycja nakazywała by wesele odbywało się w rodzinnej posiadłości Pana Młodego. Lecz doszli do wniosku, że nie może odbyć się to w ruinie jakim był dom Pottera więc postanowili iż całość odbędzie się w rodzinnej posiadłości Parkinsonów. Harry nie miał nic przeciwko dla niego ważne było poślubienie swojej wybranki. Pasny postanowiła zamówić trzypiętrowy tort. Miał być biały ze srebrno – złotymi haftami robionymi szprycą. Para młoda ustaliła również już liczbę gości. Miało ich być tylko stu pięćdziesięciu w tym cała rodzina Weasley'ów, która przez prawie całe życie zastępowało Potterowi rodzinę. Świadkami mieli być Hermiona i Ronald. A cała uroczystość miała odbyć się 3 lipca.
-Pam powiedz mi gdzie jedziecie na miesiąc miodowy?
-Szczerze nie mam pojęcia. Harry powiedział, że on wybierze miejsce aby była to dla mnie niespodzianka.
Odpowiedziała. Dziewczyny rozmawiały jeszcze o wszystkim mniejszych szczegółach dotyczące zbliżającego się ślubu oraz egzaminów końcowych, do którego obie musiały się szykować.
***
Para zakochanych spacerowała po szkolnych błoniach. Nie rozmawiali ze sobą, gdyż dla obojga wystarczyła obecność tej drugiej osoby. Zatrzymali się nad jeziorem, ale od drugiej mniej odwiedzanej przez uczniów stronie. Chłopak spojrzał na swoją ukochaną i był pewny decyzji, którą podjął dzisiaj rano. Bo to właśnie dzisiaj miało się to wydarzyć. Musieli jeszcze tylko poczekać godzinę aby zobaczyła to co miał do pokazania.
-Blaise? - Zapytała cicho. - Po co mnie tu zabrałeś?
-Nie mogę kochanie ci jeszcze powiedzieć bo to niespodzianka. Jak na razie chodź coś zjemy.
Pociągnął ją w stronę pobliskich drzew, gdzie pod magiczną barierą (pomysł Hermiony kiedy się jej zapytał) umieszczony był duży koc, na którym stał wielki kosz piknikowy, a sama bariera była wzmocniona zaklęciem ogrzewającym aby oboje nie zmarzli. Usiedli na kocu, a czarnoskóry wyciągnął z koszyka kieliszki i skrzacie wino – ulubiony trunek Rudej, truskawki w czekoladzie oraz winogrona i kilka rodzai sera. Zajadali się smakołykami patrząc na powoli zachodzące słońce.
Kiedy minęła prawie cała godzina Ślizgon zaprowadził swoją dziewczynę pomiędzy drzewa, gdzie znajdowała się mała polanka, na której było mnóstwo kwiatów. Zadziwiło to Gin, która doszła do wniosku, że nie ma jeszcze zbyt ciepło aby rosły już takie śliczne kwiaty.
-Skąd się wzięły o tej porze roku kwiaty i to takie? - Zapytała.
-To magiczne miejsce – odpowiedział. - Znalazłem je na piątym roku. Ale to nie ważne. Chciałem ci pokazać jeden z kwiatów, które tylko w dniu dzisiejszym zakwita. Właśnie tego samego dnia co dzisiaj go znalazłem. Dużo o tym czytałem. Jest to kwiat novo. Ma ponoć magiczne właściwości. Niestety nie dowiedziona jakie bo nikomu nie udało się podejść do niego na bliżej niż dwa metry. Ja myślę, że ten kwiat ma tak silne właściwości ochronne dlatego. O patrz właśnie zakwita.
Oboje spojrzeli na rozkwitający kwiat. Ginny musiała przyznać, że jest to bardzo piękny widok. Niebiesko – czerwone płatki rozłożyły się ukazując złote pręciki, które przy lekkim podmuchu wiatru wypuścił w powietrze pyłki i zawiało je w stronę pary. Kolorowy pył owinął się wokół nich. Rudowłosa poczuła przyjemny zapach, który nie potrafiła określić oraz ogarnęła ją dziwna miła siła i poczuła się całkowicie odprężona. Wtuliła się w chłopaka kładąc głowę na jego piersi. Stali tak przez dobre kilkanaście minut dopóki kwiat ponownie nie zaczął się zamykać. Spojrzeli po sobie i wrócili do bariery. Wzmocnili ją zaklęciami ochronnymi przed niebezpiecznymi zwierzętami. Zamienili kilka gałęzi w mały namiot i stwierdzili, że mogą przespać się na łonie natury.
***
Zbawca magicznego świata wracał właśnie z pobliskiej wioski ze spotkania ze swoim przyszłym teściem. Spotkali się aby porozmawiać o miejscu na miesiąc miodowy zakochanych. Cieszył się, że ma z nim taki dobry kontakt i miał nadzieję iż po ślubie również tak będzie.
Wszedł do swojego dormitorium znajdującego się w wieży Gryffindoru i bez namysłu rzucił się na swoje łóżko. Dopóki nie usłyszał pisku był pewny, że to jego posłanie. Szybko zerwał się do pozycji stojącej i zapalił światło. Spojrzał na Rona, który z szeroko otwartymi oczami patrzał na niego.
-Harry co ty robisz? - Zapytał. - Dlaczego wskoczyłeś do mojego łóżka?
-Wybacz Ron – odpowiedział. - Byłem pewny, że to moje posłanie. Musiałem się w tej ciemności pomylić.
Powiedział chłopak i już bez problemu wszedł do swojego łóżka. Powiedział dobranoc Rudowłosemu i zgasił światło. Ułożył się na plecach i od razu oddał w objęcia Morfeusza,
***
kilka godzin wcześniej
Hermiona, Draco i Annie szli razem przez wioskę wchodzą prawie do wszystkich sklepów znajdujących się w Hogsmead. Do spotkania mieli jeszcze ponad dwie godziny. Większość tego czasu spędzili w Magicznym Królestwie wybierając przeróżne rodzaje słodyczy. Odwiedzili również aptekę uzupełniając składniki na eliksiry. Postanowili zajść także do sklepu zoologicznego. Herm i Smok kupili smakołyki dla swoich pupili.
Kilkanaście minut później weszli do Trzech Mioteł i zajęli jedne ze stolików zamawiając kremowe piwo i sok dla dziewczynki. Dopiero teraz kasztanowłosa zaczęła odczuwać lekki strach przed spotkaniem, od którego nie mogła się już wycofać.
Mężczyzna przybył chwilę po nich w towarzystwie innego mężczyzny, którego od razu poznała. Lucjusz Malfoy usiadł obok nich wraz z Valentinem Parkinsonem. Zaciekawiona Hermiona zastanawiała się co jej biologiczny ojciec robi w Hogsmead. Panowie zmówili sobie po mocniejszym trunku i wszyscy siedzieli milcząc.
Ciszę przerwała mała Ana.
-Co tutaj robicie? - Zapytała. - Myślę, że Draco i Hermiona również są ciekawi tylko ie wiedzą jak się was tego zapytać.
-Że też ci nie wstyd Draconie. Twoja młodsza siostra musi za ciebie jeszcze pytać - powiedział długowłosy blondyn.
-To nie tak – odparł chłopak. - To po co tu jesteście? Pisałeś, że mamy się z Tobą spotkać lecz nic nie wspomniałeś o Panu Parkinsonie.
-Mam spotkanie z moim przyszłym zięciem, a Luu zaproponował mi bym poszedł wraz z nim – odezwał się ojciec Grangerówny.
-Ale dlaczego Pan Malfoy chciał się z nami spotkać? - Do dyskusji włączyła się kobieta.
-Pisał do mnie Victore Greengrass upominając się o zamążpójścia swojej młodszej córki Astorii. Lecz mój syn i ta młoda dama sprzeciwili się naszym planom. A Victor chce dla swojej córki jak najlepiej więc postanowił postawić na wybór swojej pociechy. Zerwaliśmy umowę, ale ja nie mogę pozwolić by mój dziedzic został bez małżonki. Dlatego chciałem się dowiedzieć co tak naprawdę jest między wami.
-Lucjuszu aleś ty mało bezpośredni – zaśmiał się Val. - Wystarczyło im powiedzieć, że postanowiliśmy połączyć nasze rody poprzez ich małżeństwo.
-Czyli mam rozumieć, że chcecie się wzajemnie wzbogacić łącząc dwa bogate rody?! - Oburzyła się Miona. - I wy myślicie, że my się na to zgodzimy? Nawet jeśli nasze relację się poprawiły. Nawet jeśli się ze sobą spotykamy nie macie prawa ingerować w nasze życie. Jesteśmy dorośli i to my powinniśmy podjąć taką decyzję. A nie wasze głupie arystokratyczne rodziny.
-Nie unoś się moja panno – Valentine podniósł głos. - Jesteś moją córką i powinnaś być mi posłuszna.
-To, że jesteś moim biologicznym ojcem nie czyni cię nim – odpyskowała. - Ty mnie tylko stworzyłeś. To Grangerowie mnie wychowali. To oni mnie nauczyli jak żyć. Wychowali mnie i nauczyli wszystkiego. I nikt za mnie ni będzie decydował nawet jeśli jestem Twoją córką.
Skończyła mówić. Zabrała swoją kurtkę i wyszła z lokalu. Szła szybko prawie biegła w kierunku szkoły. Nie patrząc się dookoła.
Lucjusz i Valentine byli w szoku słów kobiety. Draco ją popierał, chociaż trochę go to zabolało gdyż zabrzmiało to jakby dziewczyna nie chciała wiązać z nim swojej przyszłości a jest tylko z nim bo tak jej było wygodnie. Zmieszany pożegnał ojców i wraz z siostrą wrócił do szkoły odprowadzając ją do wieży Gryffindoru, a sam się udał na poszukiwanie współlokatorki.
Pierwszym miejscem, które mu przyszło do głowy był salon wspólny. Nie znalazł jej więc zostawił rzeczy i wrócił na błonia. Przebiegł ich całą długość i również nie znalazł dziewczyny. Postanowił ruszyć na wieże astronomiczną kiedy usłyszał wybijającą północ zegar. Tak jak przypuszczał bez problemu ją tam znalazł. Siedziała na podłodze z nogami zwisającymi poza barierkę. Podszedł do niej i podniósł do góry. Przytulił do siebie i powiedział.
-Coś ty sobie myślała wracając samej do szkoły? Nie daj Merlinie gdyby coś ci się stało. Czyś ty w ogóle pomyślała Granger?
-Przepraszam – powiedziała przez łzy dziewczyna. - Oni mnie po prostu zdenerwowali i nie wiedziałam co robię. Chciałam jak najszybciej opuścić ich towarzystwo. Nie pozwolę by ktoś decydował o moim życiu. Wiem, że może to dla ciebie zabrzmiało jakbym nie chciała myśleć o naszej wspólnej przyszłości. Nie mówię, że nie chcę, ale musisz mnie zrozumieć.
-Rozumiem mała. Rozumiem. Masz rację. Nie powinni za nas decydować. Ale nie ukrywam pomyślałem tak. Wybacz mi.
-Draco – uśmiechnęła się. - Lubie cię nawet bardzo i nie chcę by się to zmieniło. Czuję się przy Tobie bardzo bezpieczna i dobrze mi tak. A teraz chodź wracajmy do naszego salonu. Jest już po północy, a my nawet będąc Prefektami nie powinniśmy chodzić po ciszy nocnej.
Ruszyli razem trzymając się za ręce. Oczywiście uważali na patrolującego korytarze Filcha i jego starą kotkę Panią Norris. Usiedli w salonie na kanapie rozmawiając ze sobą. A nad ranem zasnęli przytuleni do siebie w dość dziwnej pozycji.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz