Witam was kochani.
Jestem z nowym rozdziałem.
Tak jak obiecałam.
Macie podany link do filmiku, którym się inspirowałam.
Warto zobaczyć aby wiedzieć o co chodzi,
Pozdrawiam i zapraszam do czytania.
Bal
cz. II
Dlaczego te cholerne eliksiry muszą
być takie trudne. Gdybym nadal miał książkę Snape'a na ten rok
dałbym sobie radę. A na dodatek ponownie nas naucza. Jak to się
stało, że żyje? Może i się zmienił i miał rację co do mojego
ojca. Dlatego i ja muszę się zmienić. Nie chcę wyjść na takiego
samego mężczyznę jakim był mój tata. Dobrze, że wszystko w
końcu zrozumiałem. Nie, nie lubię już Severusa, ale to nie
zmienia faktu iż jest on dalej nauczycielem eliksirów i nie daje mi
spokoju. Tym razem dał mi korki te prawdziwe. Porozmawialiśmy sobie
bardzo długo. Dowiedziałem się wielu rzeczy o mojej mamie. Snape
bardzo ją lubił może coś więcej.
***
Spacerował po błoniach. Zawsze to
robił jak było mu źle. Ostatnio ma dużo problemów w domu. Jego
młodsza siostra Anastazja ciężko choruje. A on jako starszy brat
powinien być przy niej. Niestety nie może. Obiecał matce, że w
końcu skończy szkołę. Znajdzie dobrą prace, odpowiednią
kobietę. Założy rodzinę. Tak chciała by jego mama. Może i ma
śliczną dziewczynę na oku, ale on nie wie czy wybranka jego serca
coś do niego czuje. Musi się o tym przekonać. Dlatego zaprosił ją
na bal.
***
Kasztanowłosa szła raźnym krokiem w
kierunku gabinetu owalnego. Musiała porozmawiać z dyrektorką o
zgodę na wyjście do butiku po stroje na bal. Obiecała swoim
przyjaciółką, że nie odpuści i uda im się pojechać do Londynu,
gdzie znajdowało się studio tańca bollywood, w którym można
również zakupić stroje. Kilka minut później stała przed wielką
chimerą strzegącą wejście do gabinetu dyrektora. Powiedziała
hasło i wspięła się po schodach do góry. Zapukała delikatnie w
wielkie wrota. A kiedy usłyszała odpowiedz weszła do środka.
-Dzień dobry pani dyrektor.
-Witam panno Granger – odpowiedziała
starsza kobieta. - Co cię do mnie sprowadza?
-Chciałam zapytać czy wraz z kilkoma
dziewczynami mogłybyśmy się wybrać do Londynu kupić stroję na
bal?
-O ilu dziewczynach jest mowa? -
zapytała nauczycielka.
-Mniej niż dziesięć –
odpowiedziała Hermiona.
-No dobrze. Wpisz siebie i koleżanki
na listę i możecie udać się do Londynu. Tylko proszę na siebie i
koleżanki uważać panno Granger. Jest pani za nie wszystkie
odpowiedzialna.
Powiedziała Minerwa wskazując stos
pergaminów na małym blacie stojącym obok biurka. Panna Granger z
uśmiechem na ustach wpisała siebie i pozostałe koleżanki. Po czym
mówiąc do widzenia swojemu ulubionemu belfrowi wyszła z gabinetu.
By móc szybko poinformować koleżanki o możliwości wyjścia
wysłała im patronusa i sama udała się do swojego pokoju aby się
cieplej ubrać. Kiedy znalazła się na miejscu zaraz po wejściu do
salonu prefektów zobaczyła swojego współlokatora rozmawiającego z
młodszą siostrą. Uśmiechnęła się na ten widok. Nie sądziła, że Malfoy potrafi się tak zachowywać wobec młodszej siostry, którą dopiero co poznał.
Kilka minut później ubrana w ciepły
zimowy płaszczyk, szalik i czapkę z torebką w ręku wyszła z
sypialni.
-Hej. Wybierasz się gdzieś? -
usłyszała pytanie chłopaka.
-Tak idę z dziewczynami do Londynu –
odpowiedziała.
-Cóż myślę, że dojście zajmie wam
kilak tygodni. Wiesz do Londynu jest okropnie daleko – uśmiechnął
się do niej. - A bal jest za tydzień. Mam nadzieję, że zdążysz
bo nie będę miał partnerki na jakże wspaniałą noc.
-Coś myślę, że bardzo dużo
dziewczyn chce z tobą pójść. Dlaczego to akurat ja?
-Bo tylko ty jesteś w stanie wytrzymać
ze mną nie rzucając się na mnie jak rozwścieczona lwica. Uważaj na siebie tam w Londynie.
Pocałował ją w policzek i schował
się w łazience.
Miona stała jeszcze przez kilka
chwilę. Zdziwił ją ten gest i prośba. Zrobiło jej się miło, że
to właśnie on się o nią martwi. Nie zwlekając szybko zbiegła do
Wielkiej Sali gdzie miały czekać dziewczyny. Zebrane wszystkie
udały się poza bramy szkoły skąd mogły bezpiecznie teleportować
się do Londynu.
***
Pocałowałem Granger w policzek.
Mam nadzieję, że nie zrozumie tego źle. Przecież to tylko buziak.
Nawet przyjaciele tak robią. No bo dla mnie właśnie to znaczyło.
Chyba. Już się sam w tym wszystkim pogubiłem. To znaczy, że czas
zawołać chłopaków i napić się ognistej.
Kilka minut później w salonie
wspólnym zjawił się Harry, Blaise i Teodor. Chłopcy rozsiedli się
na kanapach i delektowali pysznym trunkiem rozmawiając o Quidditchu,
dziewczynach i zbliżającym się balu.
***
W tym samym czasie wiele mil od Szkoły
Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie młode kobiety właśnie płaciły
za swoje kupione stroje. Każda z nich sama wybierała i nie
pokazywała drugiej. Umówiły się tylko jakie kolory. Aby żadna z
nich nie miała takiego samego.
***
Wracała właśnie do lochów. Szła
sama bo Pansy chciała jeszcze spotkać się ze swoim chłopakiem. As
nie miała aktualnie żadnego mężczyzny u swojego boku. Trochę jej
tego brakowało, no ale nie można mieć wszystkiego. Podobali jej
się kilku Ślizgonów. Jeden zajęty, drugi woli chłopców, trzeci
sam nie wiem co czuje do pewnej dziewczyny. Tylko jeden jest wolny.
Może to właśnie z nim spróbować. A dowiedziała się, że ten
chłopak nie miał jeszcze żadnej partnerki. Może to ona powinna
być tą pierwszą. Powinna spróbować.
Rozmyślenia przerwało jej uderzenie w
coś miękkiego. Przed upadkiem uratowały ją czyjeś ręce.
Podniosła wzrok i przed nią stał Teodor Nott. Chłopak dwa
lata od niej starszy. Przystojny i bardzo inteligentny. Spędzali ze
sobą dużo czasu ze względu na wspólnych przyjaciół. Imprezowali
razem. Nawet raz ze sobą spali (w normalnym tego słowa znaczeniu).
Chłopak odstawił ją na podłogę lecz nadal trzymał blisko
siebie.
-Dziękuję za ratunek – szepnęła.
-Proszę – również jej szepnął.
-Dlaczego szepczemy? - zapytała
-Ty zaczęłaś – odpowiedział
uśmiechając się.
-Tak wiem. Jeszcze raz dziękuję –
powiedziała już normalnym głosem.
-Nie ma za co. As może poszłabyś ze
mną na spacer po błoniach?
-Teraz? - zdziwiła się.
-A czemu nie – odparł. - Wieczorami
można zobaczyć dużo gwiazd. A one pozwalają się odprężyć. To
jak idziesz?
-Chętnie.
Odpowiedziała. Złapała za wyciągnięta rękę chłopaka i razem poszli w stronę wyjścia ze szkoły.
***
Właśnie weszła do salonu prefektów.
Ściągnęła kurtkę wraz z szalikiem i czapką odkładając na
fotel. Nalała sobie soku i usiadła na kanapie. Wypiła powoli i
udała się do sypialni aby zabrać swoją piżamę i ruszyła do
łazienki. Wzięła długą kąpiel. Pół godziny później ubrana
jedynie w krótką koszulkę przeszła przez pokój salon. Za nim
zdążyła wejść do swojego dormitorium ktoś złapał ją w pasie
i do siebie przyciągnął sadzając na swoich kolanach. Dobrze
wiedziała kto to.
-Malfoy proszę puść mnie –
powiedziała lekko speszona.
-Nie mam zamiaru. Za taki stój to
powinni ciebie zamknąć. Ale dobrze, że tylko ja mam takie widoki.
-Bardzo zabawne – rzekła.
-No wiem. Posiedzisz ze mną? -
zapytał.
-Tylko pozwól mi się ubrać. Nie mogę
tak tu siedzieć bo zmarznę.
-Ja cię szybko rozgrzeje –
powiedział poruszając sugestywnie brwiami.
Wyswobodziła się z jego uścisku.
Uderzając go w ramię uciekła do swojego dormitorium.
Ubrała leginsy i tunikę. I wróciła
do salonu. Usiadła na kanapie obok chłopaka wcześniej zabierając
kieliszek z winem. Rozmawiali do późnej nocy.
***
Dni mijały nie ubłagalnie szybko.
Nim się odwrócić nastał już piątek. Dzień balu. Lekcje zostały
skrócone by każdy mógł się wyszykować na ten wspaniały
wieczór. Dziewczyny biegały po szkole w papilotach i wałkach na
włosach. Tylko chłopcy byli bardzo spokojni.
W pewnym dormitorium. Pewnej
kasztanowłosej Gryfonki będącej Prefekt Naczelną na bal szykowały
się cztery dziewczyny. Każda każdej robiły fryzury i makijaż.
Za dziesięć dwudziesta przed wielką
salą stali już prawie wszyscy uczniowie. Brakowało tylko pary
Prefektów Naczelnych. Przybyli dopiero po pięciu minutach. Szli
razem trzymając się za ręce. Co związało się ze spojrzeniami
wielu fanek blondyna i pozostałych uczniów. Hermiona stanęła koło przyjaciółek. Uśmiechnęła się do nich bo wszystkie miały taki sam strój tylko w innych kolorach. Ona sama postawiła na kremowy, gdyż jak wspomniał wcześniej Malfoy idealnie pasował do czarnego, w który był ubrany. Ginny miała błękitny, Pansy zielony, a Astoria różowy.
Pani dyrektor szybko uspokoiła
harmider i wpuściła uczniów do środka. Jako pierwsi weszły pary
do piątego roku. Ostatnie dwie klasy miały wejść rozpoczynając
występ artystyczny.
Kiedy zabrzmiały pierwsze takty muzyki
do sali rytmicznym kokiem weszli wszyscy chłopcy. Ustawili się w
dwóch rzędach i czekali na swoje partnerki, które weszły
trzymając w rękach świeczki w kształcie kwiatu lotosu. Podeszły
do swoich partnerów i razem z nimi odłożyli świeczki na stoliki
stojące pod ścianą. Kiedy znaleźli się ponownie na scenie
rozpoczęli swój taniec
(proszę o obejrzenie aby wiedzieć jak to wygląda). Pokaz
rozpoczęły dziewczyny. Stojąc w trzech rzędach wdzięcznie
pokazywały bransoletki znajdujące się na ich nogach. Okrążyły
swoich partnerów. I uciekając znalazły się z powrotem ustawione w
rzędach. Aby ustąpić miejsce chłopakom, którzy również
pokazali kilka kroków układu. Tańczyli razem i osobno. Wszystko
wyglądało idealnie. Jak w filmie. Na koniec pokazu do tańczących
uczniów dołączyła się reszta szkoły wraz z nauczycielami. Kiedy
zakończyła się ostatnia nuta na podest wystąpił Minister Magii –
Kingsley Shacklebolt.
-Witam wszystkich bardzo serdecznie –
zaczął. - Dziękuję pani dyrektor za zaproszenie mnie na tę
uroczystość. Jak wiadomo ten bal został zorganizowany aby uczcić
pamięć wszystkich poległym walczących w czasie II Bitwy o
Hogwart. Proszę teraz wznieść kieliszki na ich cześć. I uczcić
ich minutą ciszy.
Na sali zrobiło się cicho. Każdy
wzniósł kieliszek z szampanem i nie rozmawiał. Po upłynięciu
minuty głos ponownie zabrał Minister.
-A teraz zapraszam wszystkich na
kolację.
Uczniowie rozeszli się do stolików.
Największy z nich zajęli Prefekci Naczelni wraz ze swoimi
przyjaciółmi oraz kilkoma dodatkowymi osobami. Tak więc przy
jednym stole znajdowało się dwanaście par. Podczas kolacji rozmawiali i
śmiali się z żartów Blaise'go.
Kiedy każdy był najedzony ze stolików
zniknęły resztki kolacji, a pojawiły się desery i różnego
rodzaju napoje. A na parkiecie zagościło już kilka par.
Pewna kasztanowłosa Gryfonka
uwalniając się od swoich przyjaciół udała się na krótki spacer
po szkolnych błoniach. Lubiła spacerować sama, chociaż wszyscy
próbowali wybić jej to z głowy. Wiedziała, że się o nią
martwią, ale musiała pobyć sam na sam z własnymi myślami.
Usiadła na ławce znajdującej się blisko jeziora. Widok wody
uspokajał ją. Bała się głębokości, ale lubiła na nią
patrzeć. Zamknęła na chwilę oczy. Szybko je odtworzyła kiedy
poczuła jak ktoś łapie ją za ręce i podnosi do góry. Stanęła
w twarzą w twarz ze swoim byłym chłopakiem – Benem Nicholsem.
Wystraszyła się i próbowała wyrwać rękę z jego uścisku.
Niestety chłopak był od niej silniejszy. Poczuła pod powiekami
napływające do jej oczu łzy, gdyż uścisk chłopaka był coraz mocniejszy i była pewna, że pojawią się tam siniki. Nie chcąc okazać słabości szybko
się ich pozbyła i zaczęła krzyczeć.
-Nie drzyj się mała bo nikt cię nie
usłyszy – powiedział chłopak. - Wszyscy są w Wielkiej Sali.
-Puść mnie! - krzyknęła Miona.
-Nie mam zamiaru. Czas wyrównać
porachunki. Teraz nie ma tu tego blondaska, który cię uratuje. Nie
ma nikogo kto mógłby ci pomóc. A ja w końcu mogę dokonać mojej
zemsty na wszystkich którzy przyczynili się do śmierci moich
rodziców.
-Co ja ci takiego zrobiłam? - zapytała
się.
-Ty nic. No nie licząc tego cholernego
szlabanu, który miałem przez cały wrzesień. Jest kilka osób,
które mnie wkurzają. Potter bo to jego wina, że Voldemort
wcześniej nie wykorkował. Marietta bo przez was się ode mnie
odwróciła. Dafne bo ciągle jest napalona. I ten pieprzony
arystokrata Malfoy. Wkurza mnie jak się panoszy po szkole. Dlatego
się na ciebie odegram bo mu zależy właśnie na Tobie.
-Nie zależy mu – próbowała się
jakoś bronić dziewczyna.
-Uwierz, że zależy. Inaczej już
dawno związał by się ze starszą Greengrass. A mu zależy tylko na
tobie. Te jego spojrzenia kiedy się uśmiechasz lub delikatnie
rumienisz. Jestem mężczyzną więc widzę to z jego punktu widzenia. Szkoda, że
ty się nie będziesz mogła przekonać.
Wyciągnął swoją różdżkę i
zamierzał wypowiedzieć zaklęcie. Niestety ktoś go powstrzymał i
brunet padł na ziemię. Do rozdygotanej Gryfonki podszedł dobrze
jej znany chłopak.
-Wszystko w porządku, Hermiono? -
zapytał jej były przyjaciel.
-Ronald co ty robisz? - odpowiedziała
pytaniem na pytanie. - Dziękuję za ratunek.
-To dla mnie nic takiego. Widziałem
jak on próbuje ci coś zrobić. Nie mogłem mu na to pozwolić.
Nawet jeśli się z nim przyjaźnie. Ty nadal pozostałaś dla mnie
ważna.
-Dziękuję ci bardzo – powiedziała.
- A teraz jeśli wybaczysz wrócę do środka bo jest mi już zimno.
I ruszyła w stronę szkoły. Weszła
z powrotem do Wielkiej Sali dołączając do znajomych. Nikomu nie
wspomniała zdarzenia nad jeziorem. I miała nadzieję, że również
i Ron zachowa to dla siebie. Nie myśląc o tamtym wydarzeniu bawiła
się wraz z pozostałymi. Tańczyła, śpiewała ulubione kawałki,
śmiała się.
Wieczór jak i noc bardzo szybko się
skończyła. A o siódmej rano w Wielkiej Sali nie było żywej
duszy. Wszyscy rozeszli się do swoich dormitoriów. A pani dyrektor
stwierdziła, że ta noc przyniesie wiele zmian w życiu młodych
adeptów magii.
pomysł bomba. pozazdrościć
OdpowiedzUsuńDziekuje bardzo :-)
Usuń