poniedziałek, 21 września 2015

Miniaturka 7

Witam was kochani.
Jestem z kolejną miniaturką.
Miała być wczoraj niestety coś innego mi wypadło
więc dodaje dzisiaj.
Mam nadzieję, że się wam spodoba.
Pozdrawiam i zapraszam do czytania.



Pewien blond włosy, młody mężczyzna właśnie układał do łóżeczka swojego dwumiesięcznego synka. Nie dawał sobie rady. Maluch cały czas płakał. Tak bardzo tęsknił za As.
Po wielu staraniach niemowlę w końcu zasnęło wsłuchując się w cichy takt rockowej ballady. Zmęczony mężczyzna zszedł na dół do salonu, gdzie siedząc na kanapie popijał swój ulubiony trunek – Ognistą Whisky. Kilka minut później w jego mieszkaniu aportował się przyjaciel blondyna wraz ze swoją ciężarną narzeczoną, która ze smutkiem spojrzała na chłopaka. Usiadła obok.
-Smoku? - zaczął czarnoskóry. - Maluszek śpi?
-Taaaa – odparł.- Nie daję rady Diable. Zastanawiam się czy nie oddać Scora do Dafne. Wiem, że nie kochałem As, ale teraz tak bardzo mi jej brakuje.
-Draco nie możesz oddać tej jędzy Scorpiusa – powiedziała Rudowłosa. - Ona już nigdy nie pozwoli ci się zobaczyć z nim. Sam dobrze wiesz, że obwinia ciebie za śmierć jej siostry?
-Tak wiem – odpowiedział. - Ale co ja innego mam zrobić? Nie daję rady. Scor potrzebuje matki albo chociaż opiekunki całodobowej. Sami wiecie ile jest chętnych dziewczyn do tego. A ja potrzebuje takiej co od razu nie wskoczy mi do łóżka tylko zajmie się moim synkiem.
Para spojrzała na siebie znacząco. Oboje znali taką osobę, która może poświęcić wszystko. Ale nie wiedzieli jak mu to przekazać by on od razu ich nie wyzwał. Wystarczy, że już mieli problem z właśnie tą osóbką i jej namówieniem. Bo od dzieciństwa się nie lubili i było im ciężko. Ale po wielu próbach udało się namówić największego wroga samotnego taty – Hermione Granger.
-Ykhm – odchrząknęła Ginny. - Bo my... znamy taką osobę. Pomoże ci z moim kochanym Scorem i w domu. A moim zdaniem przyda się jej zmiana po tym wszystkim co przeszła przez ostatnie miesiące.
-O kim mówisz Weasley? - zapytał Smok
-Tylko nie gniewaj się na moją kochaną narzeczoną Smoczku – powiedział od razu Blaise. - Mówimy o Hermionie.
-Wam na mózgi coś upadło? - zdenerwował się arystokrata. - Ona ma mi pomagać? Wy to macie te wasze diabelskie pomysły. Ona mnie nienawidzi. Od zawsze. I ja mam jej pozwolić pilnować mojego jedynego synka? I jak wy sobie to wyobrażacie? Nie to się nie dzieje naprawdę.
-Uspokój się proszę - prosiła prawie płaczliwie Gin. - Ty potrzebujesz opiekunki, która zajmie się małym i nie wskoczy ci od razu do łóżka, a Mionka musi w końcu zacząć normalnie funkcjonować.
-Co jej się stało?
Zapytał od niechcenia chociaż zżerała go ogromna ciekawość.
Kobieta posmutniała jeszcze bardziej. Nie lubiła o tym rozmawiać. I nienawidziła swojego brata za to co jej zrobił. Spojrzała na swojego ukochanego szukając w nim pocieszenia. Przytulił ją do siebie i sam odpowiedział.
-Hermiona straciła dziecko w szóstym miesiącu ciąży. Wciąż mieszka u nas. I nie daje sobie bidulka rady. Jest w depresji. Jej brakuje nienarodzonej córeczki. Więc pomyśleliśmy, że ona pomoże tobie, a mój chrześniak jej.
-I wy myślicie, że ja jej na to pozwolę? - zapytał, a widząc ich błagające miny dodał. - No dobra. Jeśli się zgodzę to co dalej. Ona będzie musiała się tu wprowadzić aby całą dobę być przy małym. A ona mnie nie znosi. I jak to ma niby wyglądać. Niech przyjdzie jutro na godzinę ósmą. Tak by od samego ranka mogła zając się moim synkiem. Spróbuję. Ale niczego wam nie obiecuję.
Jego przyjaciel wraz ze swoją narzeczoną teleportowali się do swojego domu znajdującego się na obrzeżach Wildshire. Tam zastali siedzącą kasztanowłosą na kanapie z kubkiem herbaty i książką. Spojrzała na nich i się słabo uśmiechnęła. Zmieniła się. Jej zawsze wielka szopa włosów układała się w delikatne fale, które związała w koński ogon. Widać było po niej, że schudła i to nawet bardzo. Ubrania wisiały na niej, a były to najmniejsze z możliwych rozmiarów. Ciężarna Ginny zamartwiała się o nią. Obiecała sobie, że nigdy nie wybaczy Ronaldowi togo co jej zrobił. Usiedli naprzeciwko swojej przyjaciółki i najmłodsza zaczęła rozmowę.
-Mionka jak się czujesz? Jadłaś coś jak nas nie było?
-Czuję się dobrze – odpowiedziała. - Jadłam obiad, który mi zostawiłaś. Mam na dowód nagranie. Gdzie byliście?
-U Draco – powiedział Diabeł. - Przemyślałaś naszą propozycję? Wiesz on się zgodził. I naprawdę potrzebuje pomocy. Jest tak zdesperowany, że chce oddać mojego chrześniaka do tej blond wywłoki.
-Wiem Diable– rzekła. - Ale ja nie dam rady. Naprawdę się staram, ale to jeszcze za wcześnie by patrzeć na dziecko.
-Ja za trzy tygodnie będę miała własne. Musisz się wziąć w garść Hermiono. Musisz w końcu wyjść z tej cholernej depresji – a widząc łzy w oczach przyjaciółki dodała. - Kochamy cię, ale odseparowywanie się od dzieci nie zwróci Hope życia. Wiem, że jestem teraz wredna ale to dla twojego dobra skarbie.
Dziewczyna podeszła do pary i ich mocno przytuliła. Były to jedyne osoby, którym pozwalała się dotykać. Bała się tego po tym jak Ron ją skrzywdził. Myślała nad słowami Gim. Postanowiła spróbować. To faktycznie może jej pomóc. I przy okazji coś porobi. Nie może przecież wiecznie siedzieć na głowach swoich przyjaciół.
-Przepraszam was. Macie rację. Muszę w końcu stanąć na własne nogi. Zaopiekuję się Twoim chrześniakiem Blaise. Robię to dla was i Hope. Będę silna.
-Wierzę w ciebie skarbie – uśmiechnęła się Ginny. - Tylko wiesz Draco chce całodobowej opieki. Ale obiecał solidne wynagrodzenie. No i przekazał byś przyszła na ósmą rano.
Kasztanowłosa życzyła im dobrej nocy i udała się na piętro do swojego pokoju. Zabrała za dużą na siebie koszulkę i poszła do łazienki. Wzięła lekki prysznic i wróciła do sypialni. Zamierzała naszykować ubrania na jutrzejszy dzień. Otworzyła swoją trzydrzwiową szafę. Wybraną kreację powiesiła na oparciu fotela i wskoczyła do łóżka nakrywając się puchową kołdrą. Nie myśląc o niczym oddała się w objęcia Morfeusza.
Nastał nowy dzień. Blond włosy chłopak nie spał od dwóch godzin. Jego potomek domagał się uwagi okazując to w swój ulubiony sposób - płaczem. Trzymał go na rękach, karmił, przewijał, wykąpał, układał do łóżeczka. Niestety nic nie pomagało. Usłyszał dzwonek do drzwi i wraz z maluchem na rękach poszedł otworzyć. Na progu stała kasztanowłosa dziewczyna ubrana prawie cała na czarno. Była zapadnięta w sobie. Dopiero po krótkiej chwili uświadomił sobie kto przed nim stoi. Na pierwszy rzut oka nie przypominała tej samej dziewczyny ze szkoły, tej którą znał.
-Cześć – powiedziała. - Wpuścisz mnie? Czy jednak zmieniłeś zdanie?
Przepuścił ją i weszła do dużego salonu. Wszędzie dominowała czerń i zieleń. Kanapa i wielki puchaty dywan idealnie komponował się z również dużym kominkiem. Na nim znajdowało się wiele zdjęć przedstawiających blondyna ze swoją matką, z żoną. Reszta to w większości zdjęcia małego blondyna. To jak spał, był na rękach ojca. Przestała podziwiać wnętrze bo właśnie usłyszała płacz dziecka. Jej oczy trochę się zeszkliły. Szybko je otarła i podeszła do blondyna. Wzięła malca od niego delikatnie przytuliła i zaczęła powoli kołysać. Chłopczyk po chwili się uspokoił co jego ojciec przyjął z wielką ulgą.
-Jak to zrobiłaś? - zapytał.
-Instynkt Malfoy – odpowiedziała. - Przewijałeś go? Karmiłeś? Kąpałeś?
-Tak. Wszystko. Ale on tylko płacze. Czasami nie wiem co mam robić. Nawet takie kołysanie nie pomagało.
-Bo nie właściwie go trzymasz – powiedziała. - Pokaże ci.
Podeszła do niego. Podała mu synka i ze skrępowaniem ułożyła ręce Dracona tak jak powinno być. Chłopak uśmiechnął się. Pierwszy raz od śmierci Astorii jego pierworodny nie płakał tylko wesoło machał rączkami i nóżkami. Był zadowolony.
Kasztanowłosa w tym samym czasie poszła do kuchni. Kiedy była już w środku złapała się za głowę. Takiego wielkiego bałaganu to jeszcze nigdy nie widziała, a mieszkała przecież z Ronem. Miona nie chciała używać żadnych czarów, ale w tym wypadku inaczej się nie dało. Wypowiedziała kilka dodatkowych zaklęć i już po chwili kuchnia błyszczała czystością. Zrobiła to samo z resztą domu. Ośmieliła się nawet zajrzeć do lodówki, która była kompletnie pusta. Pokręciła głową z niedowierzaniem i wróciła do salonu. Młody tata śmiał się ze swojej pociechy. Hermionie na ten widok po policzku popłynęło kilka łez. Bo gdyby nie to co zrobił jej były chłopak teraz pewnie też trzymałaby na rękach swoją Hope. Chłopak spojrzał w jej stronę. Herm ukryła łzy odwracając głowę w stronę okna.
-Coś się stało? - zapytał.
-Tylko kurz wpadł mi do oka, ale to nic takiego – odpowiedziała. - Eee... Draco. Nie chcę nic mówić, ale twoja lodówka świeci pustkami. Przydało by się zrobić zakupy. Ja się wybiorę.
-Granger... – zaczął. - Może pójdziemy razem. Pewnie będzie tego dużo. A bez obrazy ale nie wiem czy ty dasz radę to wszystko unieść. Ubierz Scorpiusa, a ja skoczę pod szybki prysznic i spotkamy się tutaj za dziesięć minut.
Podał jej małego blondyna. Zaprowadził do jego pokoju i pokazał co i gdzie trzyma. Miona zajęła się szykowaniem chłopczyka. Ubrała swojego podopiecznego i zeszła na dół. Ułożyła malca w zielonym wózku stojącym w rogu salonu i czekała na swojego pracodawcę. Chwilę później i on zjawił się w salonie. Razem wyszli na pochmurną ulicę, po której spacerowało kilka młodych par. Draco prowadził wózek lecz widząc, że Hermiona nie ma co zrobić z rękoma lekko złapał za prawą dłoń i przyciągnął do siebie oddając wózek. Na ten dotyk dziewczyna się lekko spięła chociaż poczuła dziwne ciepło rozchodzące się po jej ciele. Z chęcią przyjęła rączkę pojazdu. Szli razem obok siebie i taki obserwator, który ich nie zna pomyślałby iż tworzą wspaniałe młode małżeństwo.
Kilka minut później znaleźli się w osiedlowym markecie.
-Bierz wszystko co jest potrzebne. Kosztami się nie martw. Ja płacę.
Kasztanowłosa podała mu połowę listy, którą zdążyła zrobić. Sama z drugą częścią przemieszczała się między półkami kupując tylko to co jest jej potrzebne. Właśnie skręciła w alejkę z artykułami dla niemowląt aby kupić pampersy i inne potrzebne rzeczy. Ujrzała osobę, której już nigdy w życiu nie chciała zobaczyć. Przed nią stał Ronald Weasley. Zbladła na twarzy, a rudzielec w tym czasie podszedł do niej. Zajrzał do wózka i powiedział.
-Widzę, że jednak ocaliłaś ciążę – zakpił.
W tym momencie za chłopakiem zobaczyła Dracona. Z błaganiem popatrzyła na niego. Chyba zrozumiał o co chodzi bo podszedł do nich. Objął w pasie dziewczynę. Poczuł, że się spięła. Więc delikatnie by jej nie spłoszyć przytulił ją do siebie stając za nią.
-Cześć Weasley – powiedział. - Jak miło cię nie widzieć. Czego chcesz od mojej kobiety?
-Wiedziałem – prawie krzyknął Ron. - To z nim mnie zdradzałaś?! A ten bękart to pewnie jego dziecko! Co?! Jesteście siebie warci. Szlama i śmierciożerca.
Draco był bliski wyciągnięcia różdżki i przeklęcia go czymś paskudnym. Powstrzymała go przed tym dziewczyna kładąc swoją dłoń na jego. Blondyn wziął uspokajający wdech i powiedział.
-Odwal się od mojej rodziny śmieciu. Nie chcę byś się do niej odzywał. W ogóle. Zapamiętaj sobie to. Bo następnym razem nic mnie nie powstrzyma i pierdolnę ci prosto w tą rudą mordę – i zwrócił się do zszokowanej dziewczyny. - Chodź kochanie. Chyba musimy znaleźć inny sklep bo po tym pałęta się robactwo.
I ruszyli w stronę kas.
Pół godziny później byli już w domu. Była Gryfonka układała do snu swojego podopiecznego. Kiedy maluch zasnął zeszła do kuchni, gdzie właściciel domu układał kupione produkty na odpowiednie miejsca. Pomogła mu i w ciszy wszystko znalazło się na swoim miejscu. Po dłuższym czasie ciszę przerwał chłopak.
-Hermiona – powiedział jej imię co ją zdziwiło. - O co chodziło tej łasicy? Co ci takiego zrobił, że miałaś taki obłęd i strach w oczach?
-Dziękuję ci za pomoc, ale nie wiem czy jestem gotowa opowiadać o tym komukolwiek.
-Rozumiem. A czy to ma coś wspólnego z utratą ciąży? - zapytał tak cicho, że prawie niesłyszalnie.
-Ginny ci powiedziała?
A kiedy kiwnął głową na potwierdzenie zaczęła się zastanawiać. Nie wiedziała czy chce mu o tym powiedzieć. Chociaż z drugiej strony może on ją zrozumie jak nikt inny. W końcu sam ma również nieciekawą sytuację. Była jej ciekawa. Od Diabła dowiedziała się tylko, że jego żona – Astoria – popełniła samobójstwo. Ale nie wiedziała nic więcej. Postanowiła spróbować. Więc po chwili namysłu zaczęła.
-To zaczęło się jakiś rok temu. Zamieszkałam z Ronem. Na początku było wspaniale. Wspólne rozmowy do późnej nocy. Razem gotowaliśmy. Co piątek chodziliśmy do klubu na naszej ulicy. On szybko był pijany. Nigdy niczego nie pamiętał. Ja zawsze robiłam to z umiarem. Lecz tamtej nocy miałam dość niańczenia go. Wypiłam trochę za dużo. Poznałam jakiegoś chłopaka. Od słowa do słowa i wylądowaliśmy razem w łóżku. To była cudowna noc. Nie wiem czy chcę wiedzieć kto to był. Coś tam wiem, ale nie zamierzam tego wygrzebywać z wnętrza mojej głowy. Miesiąc później dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Nie byłam zadowolona bo z Ronaldem w ogóle nie sypiałam ani razu od zawsze. Przez długi czas to ukrywałam. Bałam się tego co on powie. Niestety gdy byłam w szóstym miesiącu ciąży on zauważył jak się ubierałam. Zwyzywał mnie, zmieszał z błotem. Pobił i zrzucił ze schodów. Kilka dni dochodziłam do siebie zamknięta w swojej sypialni. Potem pojechałam na wizytę kontrolną. I dowiedziałam się, że to pobicie zabiło mi Hope. Płakałam. Bardzo. Usunęli mi martwy płód. Ja zaś teleportowałam się do Gin i Diabła. Przyjęli mnie pod swój dach. Wpadłam w depresję. Nie jadłam. Straciłam dużo na wadzę. A potem te dwa diabły wpadły ta ten ich genialny plan. A resztę już znasz.
-Ja nie wiedziałem. Przykro mi – powiedział.
-Czy ty możesz powiedzieć co jak tak naprawdę było z Tobą i Twoją żoną?
-Nie zbyt ciekawie – zaczął. - Zaraz po szkolę moi rodzice oświadczyli mi, że ja i Astoria Greengrass byliśmy sobie pisani od jej narodzin. Wiesz w arystokratycznych rodzinach małżeństwa są aranżowane. Nie mając innego wyjścia musiałem się z nią ożenić. Nie chciałem tego, ale nasze nazwisko po wojnie zyskało ponowny szacunek więc nie miałem innego wyjścia. Miesiąc później byliśmy już małżeństwem. Nasi rodzice kupili nam ten dom. Mieszkaliśmy razem, lecz oddzielnie. Nie kochałem jej, a ona kochała aż za bardzo. Próbowałem jej dawać to co ona chciała. A ona chciała potomka. Nasi rodzice też tego chcieli. Więc i o to się postarałem. As zaszła w ciążę. A ja na każdym kolejnym kroku ją zdradzałem. Nie próbowałem nawet tego ukryć. Po piątej zdradzie nie wytrzymała i podcięła sobie żyły. To było na kilka dni przed porodem. Szybko zabrałem ją do szpitala. Uratowali dziecko. Jej już nie zdążyli. Rodzice mnie wydziedziczyli. Zostawili mi tylko kilka tysięcy na wychowanie Scorpiusa. Zaś rodzice Astorii przeklęli, a jej siostra Dafne obwiniała mnie o wszystko. Poniekąd miała rację. Wiem, że moje zdrady były dla niej ciosem. Jej siostra chciała zabrać mi małego. Powiedziała, że i tak w końcu to zrobię. Minęły dwa miesiące. A ja codziennie myślę o tym co ona powiedziała. Wczoraj byłem tak zdesperowany, że zamierzałem do niej napisać. Na całe szczęści wpadli Blaise z Ginny. Przedstawili mi swój plan. Ja jak to ja podszedłem do tego sceptycznie. Nie sądziłem, że mogę się cieszyć iż tu jesteś. Ja zachowam swojego syna, którego bardzo kocham. Dziękuję ci.
Rozmawiali jeszcze tak przez długi czas. Oboje czuli się trochę lepiej. Jechali na jednym wózku więc wzajemnie siebie rozumieli. Może nie od razu owocowało to w wielką przyjaźń. Co to to nie. Ale nie byli już wrogami. Nie krzyczeli po sobie. Potrafili normalnie rozmawiać chociaż na neutralne tematy.
***
Panna Granger już od pół roku opiekowała się synkiem Malfoy'a i jego domem. Przybrała na wadzę, a w oczach od czasu do czasu można było zobaczyć wesołe iskierki. Tak jak Ginny mówiła, mały blondyn pomógł jej wyjść z depresji, zaś Hermiona pomogła Draconowi, który mógł zająć się pracą. Była ona ciężka (pracował w biurze aurorów za biurkiem, a jego szefem był Harry), ale znajdował czas by móc posiedzieć ze swoim synem. Zabrać go na spacer lub po prostu przy nim być.
Któregoś dnia kasztanowłosa wracała z zakupów. Pogoda dopisywała, a na jej ustach można było zobaczyć lekki uśmiech. Weszła do domu. To co zobaczyła prawie zwaliło ją z nóg. Wszystko było porozwalane, w powietrzu latały pergaminy, zdjęcia. A w centrum tego chaosu stała jak gdyby nic Dafne Greengrass. Blondynka o niebieskich oczach, arystokratycznych rysach twarzy. Panna Granger od razu wyciągnęła swój magiczny patyk i związała blondynkę. Wyciągnęła chłopca z wózka i usiadła na kanapie patrząc wrogo na byłą Ślizgonkę.

-Czego szukasz w moim domu Greengrass? - zapytała.
-W Twoim domu. Nie rozśmieszaj mnie. Głupia szlama! Rozwiąż mnie idiotko! - krzyczała.
-NIE! Jak wróci Draco to zrobi z Tobą co trzeba.
Odpowiedziała spokojnie Miona. Wyczarowała patronusa, którego wysłała do wyżej wymienionego chłopaka. Siedziała z malcem na kolanach czekając na właściciela domu. Nie minęło pół godziny, a były Ślizgon był już na miejscu. Rozejrzał się po salonie. Wściekły spojrzał na ciocie swojego pierworodnego. Nadal na nią patrząc powiedział.
-Hermiono weź proszę Srocpiusa i idź na górę. Nie chcę by mały słyszał jak krzyczę.
Poprosił więc dziewczyna zrobiła jak jej polecono. Weszła do pokoju chłopczyka. Rzuciła zaklęcie Silencio ułożyła maluszka w łóżeczku i wyszła na korytarz. Wiedziała, ze nie powinna podsłuchiwać, ale była bardzo ciekawa czego chciała blondynka.
-Po co tu przyszłaś? - usłyszała głos chłopaka.
-Bo chciałam ci powiedzieć co wymyślili nasi rodzice – odpowiedziała.
-To czemu zdemolowałaś cały mój salon? - nie silił się na grzeczność.
-Bo zobaczyłam zdjęcia tej szlamy z moim siostrzeńcem. Co ona w ogóle tu robi? Tak szybko znalazłeś sobie pocieszenie po śmierci Astorii?
-Nie kochałem As – rzekł. - Dobrze o tym wiesz. A Hermiona mi pomaga z MOIM dzieckiem. Czego chcieli rodzice?
-Kazali przekazać ci, że pozwolą ci ponownie korzystać z ich skrytki w banku i wrócić do domu. Ale mają jeden warunek.
-Jaki? - zapytał udając zainteresowanie, chociaż wiedział co chcą.
-Mamy się pobrać i tworzyć razem rodzinę.
-Nigdy w życiu. Możesz im przekazać, że nie chcę ich miłosierdzia. Dobrze mi tak jak jest teraz.
-Wolisz tę szlamę niż mnie!? - wykrzyknęła. - Jeszcze mnie popamiętasz!
-Jasne. Tylko na to czekam. I masz rację. Wolę ją niż ciebie. Ona przynajmniej mnie rozumie i wspiera – odparł. - A teraz wynoś się z naszego domu.
Rozmowa ucichła. Hermiona stała jak słup. Nie sądziła, że Malfoy woli ją niż tą wywłokę. Kiedy usłyszała jak ktoś wchodzi po schodach szybko weszła do pokoju śpiącego chłopca siadając na bujanym fotelu z książką w ręku. Chwilę później do pokoju wszedł ojciec maluszka. Usiadł na drugim fotelu. Milczeli. Im nie potrzebne były słowa. Lubili siedzieć razem, ale w ciszy.
***
Minęło kilka miesięcy od tamtego wydarzenia. Draco przyzwyczaił się do gotowego obiadu jak wraca do domu. Polubił pannę Granger. Sam nie wiedział czy to przyzwyczajenie czy przywiązanie. Lubił tak jak jest. Niestety nie wiedział jak szybko może to ulec radykalnym zmianom.
Nastał nowy dzień. Sobota. Blondyn nie musiał iść do pracy więc zamierzał ten pogodny dzień spędzić ze swoim synkiem. Wraz z opiekunką chłopca i maluszkiem usiedli na kocu w ogrodzie za rezydencją. Chłopczyk raczkował po trawie, a Miona wraz ze Smokiem śmiali się zajadając przekąski przygotowane przez dziewczynę. Malfoy szturchnął Granger w ramię wskazując na swoją pociechę. Chłopczyk zaczął wstawać i powoli iść w ich stronę. Zatrzymał się przed Hermiona. Uśmiechnął się pokazując dwie górne jedynki i powiedział swoje pierwsze w życiu słowo.
-Mama.
Dziewczynie od razu zniknął uśmiech z twarzy. Po jej policzkach poleciały łzy. Wstała i pobiegła do środka, a dokładnie do swojego pokoju. Jednym zaklęciem spakowała swój kufer i zmniejszając go do wielkości pudełka zapałek schowała do kieszeni sukienki. Wybiegła z domu poza jego teren skąd mogła bezpiecznie się teleportować. Usłyszała tylko jak Draco krzyczy jej imię i już jej nie było. Z cichym pyknięciem teleportowała się przed dom swojej przyjaciółki. Zapłakana zapukała do drzwi. Otworzyła jej pani domu, która widząc płaczącą dziewczynę wpuściła ją do środka od razu przytulając.
-Mionuś co się stało? - zapytała. - Czy Malfoy coś ci zrobił?
-Nie Ginny – odpowiedział. - Po prostu Scor nazwał mnie mamą. Ja dłużej nie mogę Gin. Kocham tego chłopca, ale nie dam rady.
-Już cii – rzekła Rudowłosa. - Choć zaparzę ci mocnej herbaty.
W tym samym czasie blondyn stał w pokoju swojego syna. Maluch po wyjściu swojej opiekunki cały czas płakał od czasu do czasu mówiąc „mama”. Chłopak wiedział dlaczego Hermiona tak zareagowała. Zauważył, że pokochała Scorpiusa. Chciał by wróciła, ale nie wiedział jak jej ma to powiedzieć.
***
Ginny wraz z Hermioną z małą Audrey siedziały na kanapie w salonie. Kiedy mąż pierwszej z pań wszedł do domu kasztanowłosa chcąc uniknąć jakichkolwiek pytań poszła do pokoju gościnnego z wymówką, że musi się położyć.
Leżąc już zastanawiała się jak by to było gdyby żyło jej maleństwo. Wiedziała, że ojcem na pewno nie jest Ron. Tylko ta osoba, z którą spędziła tą jedną noc pomimo tego iż nie powinna. Czy żałowała? Nie. Takiej nocy nie chciała żałować. Ale też nie chciała nikomu mówić kto to był. Próbowała zapomnieć lecz nie potrafiła.
Jej rozmyślenia przerwał hałas dobiegający z dołu. Nie bardzo ją to interesowało więc wyciszyła swój pokój. Niestety nie dane jej było posiedzieć w samotności. Do sypialni jak tornado wpadł blond włosy mężczyzna.
-Czego Malfoy? - zapytała
-Chciałem porozmawiać – i dodał. - Mogę?
Kiwnęła głową na znak zgody bo dobrze wiedziała, że on nie da spokoju. Za dobrze go poznała. Usiadł obok niej na łóżku. Siedzieli w milczeniu, Nikt nic nie mówił. Ta cisza zaczęła powoli przeszkadzać pannie Granger.
-O czym chciałeś porozmawiać? - zapytała.
-Chciałbym byś wróciła do Scora no i do mnie – rzekł. - Brakuje nam ciebie, a Scorpius cały czas płacze.
-Nie dam rady Malfoy – odpowiedziała. - Ja... nie mogę.
-Ale dlaczego? - zapytał głupio. - Przecież wszystko było ok.
-Właśnie było – powiedziała. - Ale Scor słowem „mama” przypomniał mi to co ja sama straciłam. Nie mogę. Po prostu nie mogę.
Po jej policzkach popłynęły łzy. Draco nie wiedząc co zrobić po prostu ją przytulił. Nie odsunęła się. Więc siedzieli tak razem milcząc.
-Mogę o coś zapytać? - zaczął.
-Jeśli musisz – odparła.
-Pamiętasz tego mężczyznę, z którym poszłaś wtedy do łóżka?
Herm siedziała rozważając jego słowa. Czy wiedziała? Tak wiedziała. Wzięła głęboki wdech i pokiwała twierdząco głową.
-A czemu to zrobiłaś? - pytał dalej.
-Bo ktoś się mną zainteresował. Bo był kimś kto by tego nigdy nie zrobił, a jednak.
-Żałujesz tej nocy?
-Nie – rzekła. - Nigdy nie będę żałować. Bo dzięki tej osobie miałam mieć małą Hope.
-A dlaczego wtedy uciekłaś?
-Więc pamiętasz? - zapytała.
-Pamiętam. Cały czas o tym myślę – odpowiedział. - Odpowiesz?
Zadał kolejne pytanie już prawie szeptem. Hermiona spojrzała na niego.
-Draco... Ja...
Nie dał jej dokończyć. Przyciągnął ją do siebie i namiętnie pocałował. Oddawała pocałunki. Całowali się z taką samą pasją walcząc o dominację.
Tę romantyczną chwilę przerwał im Blaise.
-Ykhm... Przepraszam, że wam przeszkadzam sam na sam, ale po pierwsze do mój dom, a po drugie Scorpius płacze i ciągle woła mama.
Draco spojrzał na Mionę. A nim dziewczyna zdążyła cokolwiek zrobić powiedział.
-Hermiona proszę zostać ze mną. Stwórzmy razem rodzinę. Wiem, że kochasz Scora, a on kocha ciebie. Może nam się udać.
Pocałowała go delikatnie w usta i zeszła na dół do młodego Malfoy'a. A dwójka przyjaciół została w pokoju. Czarnoskóry spojrzał na blondyna i się uśmiechnął.
-Czyżby Smoczek się zakochał? - zapytał pierwszy.
-Sam nie wiem. Ale Granger odwróciła moje życie o 180 stopni.
I ruszyli w ślady kasztanowłosej, która zabawiała swojego podopiecznego. Malfoy miał rację. Kochała chłopca i dla niego zrobiłaby wszystko.
6 lat później
-Ale mamo. Dlaczego sam nie mogę iść do cioci Ginny. Przecież to tylko kilka domów dalej.
-Scorpiusie Draconie Malfoy – zaczęła kobieta. - To, że masz już 7 lat nie oznacza iż sam możesz przejść przez trzy ulicę. Dobrze wiesz, że są one bardzo ruchliwe. Poczekaj 5 minut, a tam cię zaprowadzę.
-Ale. Ale. Ale. Mamo! - prosił chłopiec.
-Scor słyszałeś matkę. Poczekaj chwilę – rzekł wchodzący do domu blond włosy mężczyzna.
Poczochrał włosy swojego pierworodnego i pocałował żonę w policzek. Od sześciu lat był szczęśliwy mężem, który w końcu zaznał prawdziwej miłości. A od trzech lat był ojcem drugiego słodkiego szkraba. Dziewczynki o kasztanowłosych, kręconych włosach i brązowych oczach – Hope małej kopi Hermiony.
Razem pomimo wielu kłótni z Miona kilka nocy przespanych na kanapie miał to o czym zawsze marzył. Kochającą rodzinę. Póki śmierć nie rozłączy.

2 komentarze:

  1. Ale urocze. Tylko Ron w roli podłej świni to trochę przerysowane, lubię teksty w których figuruje jako skończony dupek, ale to już bije rekordy. I dobrze 3:)

    OdpowiedzUsuń