Witam was kochani.
Jestem z kolejną miniaturką.
Miała być wczoraj niestety coś innego mi wypadło
więc dodaje dzisiaj.
Mam nadzieję, że się wam spodoba.
Pozdrawiam i zapraszam do czytania.
Pewien
blond włosy, młody mężczyzna właśnie układał do łóżeczka
swojego dwumiesięcznego synka. Nie dawał sobie rady. Maluch cały
czas płakał. Tak bardzo tęsknił za As.
Po
wielu staraniach niemowlę w końcu zasnęło wsłuchując się w
cichy takt rockowej ballady. Zmęczony mężczyzna zszedł na dół
do salonu, gdzie siedząc na kanapie popijał swój ulubiony trunek –
Ognistą Whisky. Kilka minut później w jego mieszkaniu aportował
się przyjaciel blondyna wraz ze swoją ciężarną narzeczoną,
która ze smutkiem spojrzała na chłopaka. Usiadła obok.
-Smoku?
- zaczął czarnoskóry. - Maluszek śpi?
-Taaaa
– odparł.- Nie daję rady Diable. Zastanawiam się czy nie oddać
Scora do Dafne. Wiem, że nie kochałem As, ale teraz tak bardzo mi
jej brakuje.
-Draco
nie możesz oddać tej jędzy Scorpiusa – powiedziała Rudowłosa.
- Ona już nigdy nie pozwoli ci się zobaczyć z nim. Sam dobrze
wiesz, że obwinia ciebie za śmierć jej siostry?
-Tak
wiem – odpowiedział. - Ale co ja innego mam zrobić? Nie daję
rady. Scor potrzebuje matki albo chociaż opiekunki całodobowej.
Sami wiecie ile jest chętnych dziewczyn do tego. A ja potrzebuje
takiej co od razu nie wskoczy mi do łóżka tylko zajmie się moim
synkiem.
Para
spojrzała na siebie znacząco. Oboje znali taką osobę, która może
poświęcić wszystko. Ale nie wiedzieli jak mu to przekazać by on
od razu ich nie wyzwał. Wystarczy, że już mieli problem z właśnie
tą osóbką i jej namówieniem. Bo od dzieciństwa się nie lubili i
było im ciężko. Ale po wielu próbach udało się namówić
największego wroga samotnego taty – Hermione Granger.
-Ykhm
– odchrząknęła Ginny. - Bo my... znamy taką osobę. Pomoże ci
z moim kochanym Scorem i w domu. A moim zdaniem przyda się jej
zmiana po tym wszystkim co przeszła przez ostatnie miesiące.
-O
kim mówisz Weasley? - zapytał Smok
-Tylko
nie gniewaj się na moją kochaną narzeczoną Smoczku – powiedział
od razu Blaise. - Mówimy o Hermionie.
-Wam
na mózgi coś upadło? - zdenerwował się arystokrata. - Ona ma mi
pomagać? Wy to macie te wasze diabelskie pomysły. Ona mnie
nienawidzi. Od zawsze. I ja mam jej pozwolić pilnować mojego
jedynego synka? I jak wy sobie to wyobrażacie? Nie to się nie
dzieje naprawdę.
-Uspokój
się proszę - prosiła prawie płaczliwie Gin. - Ty potrzebujesz
opiekunki, która zajmie się małym i nie wskoczy ci od razu do
łóżka, a Mionka musi w końcu zacząć normalnie funkcjonować.
-Co
jej się stało?
Zapytał
od niechcenia chociaż zżerała go ogromna ciekawość.
Kobieta
posmutniała jeszcze bardziej. Nie lubiła o tym rozmawiać. I
nienawidziła swojego brata za to co jej zrobił. Spojrzała na
swojego ukochanego szukając w nim pocieszenia. Przytulił ją do
siebie i sam odpowiedział.
-Hermiona
straciła dziecko w szóstym miesiącu ciąży. Wciąż mieszka u
nas. I nie daje sobie bidulka rady. Jest w depresji. Jej brakuje
nienarodzonej córeczki. Więc pomyśleliśmy, że ona pomoże tobie,
a mój chrześniak jej.
-I
wy myślicie, że ja jej na to pozwolę? - zapytał, a widząc ich
błagające miny dodał. - No dobra. Jeśli się zgodzę to co dalej.
Ona będzie musiała się tu wprowadzić aby całą dobę być przy
małym. A ona mnie nie znosi. I jak to ma niby wyglądać. Niech
przyjdzie jutro na godzinę ósmą. Tak by od samego ranka mogła
zając się moim synkiem. Spróbuję. Ale niczego wam nie obiecuję.
Jego
przyjaciel wraz ze swoją narzeczoną teleportowali się do swojego
domu znajdującego się na obrzeżach Wildshire. Tam zastali siedzącą
kasztanowłosą na kanapie z kubkiem herbaty i książką. Spojrzała
na nich i się słabo uśmiechnęła. Zmieniła się. Jej zawsze
wielka szopa włosów układała się w delikatne fale, które
związała w koński ogon. Widać było po niej, że schudła i to
nawet bardzo. Ubrania wisiały na niej, a były to najmniejsze z
możliwych rozmiarów. Ciężarna Ginny zamartwiała się o nią.
Obiecała sobie, że nigdy nie wybaczy Ronaldowi togo co jej zrobił.
Usiedli naprzeciwko swojej przyjaciółki i najmłodsza zaczęła
rozmowę.
-Mionka
jak się czujesz? Jadłaś coś jak nas nie było?
-Czuję
się dobrze – odpowiedziała. - Jadłam obiad, który mi
zostawiłaś. Mam na dowód nagranie. Gdzie byliście?
-U
Draco – powiedział Diabeł. - Przemyślałaś naszą propozycję?
Wiesz on się zgodził. I naprawdę potrzebuje pomocy. Jest tak
zdesperowany, że chce oddać mojego chrześniaka do tej blond
wywłoki.
-Wiem
Diable– rzekła. - Ale ja nie dam rady. Naprawdę się staram, ale
to jeszcze za wcześnie by patrzeć na dziecko.
-Ja
za trzy tygodnie będę miała własne. Musisz się wziąć w garść
Hermiono. Musisz w końcu wyjść z tej cholernej depresji – a
widząc łzy w oczach przyjaciółki dodała. - Kochamy cię, ale
odseparowywanie się od dzieci nie zwróci Hope życia. Wiem, że
jestem teraz wredna ale to dla twojego dobra skarbie.
Dziewczyna
podeszła do pary i ich mocno przytuliła. Były to jedyne osoby,
którym pozwalała się dotykać. Bała się tego po tym jak Ron ją
skrzywdził. Myślała nad słowami Gim. Postanowiła spróbować. To
faktycznie może jej pomóc. I przy okazji coś porobi. Nie może
przecież wiecznie siedzieć na głowach swoich przyjaciół.
-Przepraszam
was. Macie rację. Muszę w końcu stanąć na własne nogi.
Zaopiekuję się Twoim chrześniakiem Blaise. Robię to dla was i
Hope. Będę silna.
-Wierzę
w ciebie skarbie – uśmiechnęła się Ginny. - Tylko wiesz Draco
chce całodobowej opieki. Ale obiecał solidne wynagrodzenie. No i
przekazał byś przyszła na ósmą rano.
Kasztanowłosa
życzyła im dobrej nocy i udała się na piętro do swojego pokoju.
Zabrała za dużą na siebie koszulkę i poszła do łazienki. Wzięła
lekki prysznic i wróciła do sypialni. Zamierzała naszykować
ubrania na jutrzejszy dzień. Otworzyła swoją trzydrzwiową szafę.
Wybraną kreację powiesiła na oparciu fotela i wskoczyła do łóżka
nakrywając się puchową kołdrą. Nie myśląc o niczym oddała się
w objęcia Morfeusza.
Nastał
nowy dzień. Blond włosy chłopak nie spał od dwóch godzin. Jego
potomek domagał się uwagi okazując to w swój ulubiony sposób -
płaczem. Trzymał go na rękach, karmił, przewijał, wykąpał,
układał do łóżeczka. Niestety nic nie pomagało. Usłyszał
dzwonek do drzwi i wraz z maluchem na rękach poszedł otworzyć. Na
progu stała kasztanowłosa dziewczyna ubrana prawie cała na czarno.
Była zapadnięta w sobie. Dopiero po krótkiej chwili uświadomił
sobie kto przed nim stoi. Na pierwszy rzut oka nie przypominała tej
samej dziewczyny ze szkoły, tej którą znał.
-Cześć
– powiedziała. - Wpuścisz mnie? Czy jednak zmieniłeś zdanie?
Przepuścił
ją i weszła do dużego salonu. Wszędzie dominowała czerń i
zieleń. Kanapa i wielki puchaty dywan idealnie komponował się z
również dużym kominkiem. Na nim znajdowało się wiele zdjęć
przedstawiających blondyna ze swoją matką, z żoną. Reszta to w
większości zdjęcia małego blondyna. To jak spał, był na rękach
ojca. Przestała podziwiać wnętrze bo właśnie usłyszała płacz
dziecka. Jej oczy trochę się zeszkliły. Szybko je otarła i
podeszła do blondyna. Wzięła malca od niego delikatnie przytuliła
i zaczęła powoli kołysać. Chłopczyk po chwili się uspokoił co
jego ojciec przyjął z wielką ulgą.
-Jak
to zrobiłaś? - zapytał.
-Instynkt
Malfoy – odpowiedziała. - Przewijałeś go? Karmiłeś? Kąpałeś?
-Tak.
Wszystko. Ale on tylko płacze. Czasami nie wiem co mam robić. Nawet
takie kołysanie nie pomagało.
-Bo
nie właściwie go trzymasz – powiedziała. - Pokaże ci.
Podeszła
do niego. Podała mu synka i ze skrępowaniem ułożyła ręce
Dracona tak jak powinno być. Chłopak uśmiechnął się. Pierwszy
raz od śmierci Astorii jego pierworodny nie płakał tylko wesoło
machał rączkami i nóżkami. Był zadowolony.
Kasztanowłosa
w tym samym czasie poszła do kuchni. Kiedy była już w środku
złapała się za głowę. Takiego wielkiego bałaganu to jeszcze
nigdy nie widziała, a mieszkała przecież z Ronem. Miona nie
chciała używać żadnych czarów, ale w tym wypadku inaczej się
nie dało. Wypowiedziała kilka dodatkowych zaklęć i już po chwili
kuchnia błyszczała czystością. Zrobiła to samo z resztą domu.
Ośmieliła się nawet zajrzeć do lodówki, która była kompletnie
pusta. Pokręciła głową z niedowierzaniem i wróciła do salonu.
Młody tata śmiał się ze swojej pociechy. Hermionie na ten widok
po policzku popłynęło kilka łez. Bo gdyby nie to co zrobił jej
były chłopak teraz pewnie też trzymałaby na rękach swoją Hope.
Chłopak spojrzał w jej stronę. Herm ukryła łzy odwracając głowę
w stronę okna.
-Coś
się stało? - zapytał.
-Tylko
kurz wpadł mi do oka, ale to nic takiego – odpowiedziała. -
Eee... Draco. Nie chcę nic mówić, ale twoja lodówka świeci
pustkami. Przydało by się zrobić zakupy. Ja się wybiorę.
-Granger...
– zaczął. - Może pójdziemy razem. Pewnie będzie tego dużo. A
bez obrazy ale nie wiem czy ty dasz radę to wszystko unieść.
Ubierz Scorpiusa, a ja skoczę pod szybki prysznic i spotkamy się
tutaj za dziesięć minut.
Podał
jej małego blondyna. Zaprowadził do jego pokoju i pokazał co i
gdzie trzyma. Miona zajęła się szykowaniem chłopczyka. Ubrała
swojego podopiecznego i zeszła na dół. Ułożyła malca w zielonym
wózku stojącym w rogu salonu i czekała na swojego pracodawcę.
Chwilę później i on zjawił się w salonie. Razem wyszli na
pochmurną ulicę, po której spacerowało kilka młodych par. Draco
prowadził wózek lecz widząc, że Hermiona nie ma co zrobić z
rękoma lekko złapał za prawą dłoń i przyciągnął do siebie
oddając wózek. Na ten dotyk dziewczyna się lekko spięła chociaż
poczuła dziwne ciepło rozchodzące się po jej ciele. Z chęcią
przyjęła rączkę pojazdu. Szli razem obok siebie i taki
obserwator, który ich nie zna pomyślałby iż tworzą wspaniałe
młode małżeństwo.
Kilka
minut później znaleźli się w osiedlowym markecie.
-Bierz
wszystko co jest potrzebne. Kosztami się nie martw. Ja płacę.
Kasztanowłosa
podała mu połowę listy, którą zdążyła zrobić. Sama z drugą
częścią przemieszczała się między półkami kupując tylko to
co jest jej potrzebne. Właśnie skręciła w alejkę z artykułami
dla niemowląt aby kupić pampersy i inne potrzebne rzeczy. Ujrzała
osobę, której już nigdy w życiu nie chciała zobaczyć. Przed nią
stał Ronald Weasley. Zbladła na twarzy, a rudzielec w tym czasie
podszedł do niej. Zajrzał do wózka i powiedział.
-Widzę,
że jednak ocaliłaś ciążę – zakpił.
W
tym momencie za chłopakiem zobaczyła Dracona. Z błaganiem
popatrzyła na niego. Chyba zrozumiał o co chodzi bo podszedł do
nich. Objął w pasie dziewczynę. Poczuł, że się spięła. Więc
delikatnie by jej nie spłoszyć przytulił ją do siebie stając za
nią.
-Cześć
Weasley – powiedział. - Jak miło cię nie widzieć. Czego chcesz
od mojej kobiety?
-Wiedziałem
– prawie krzyknął Ron. - To z nim mnie zdradzałaś?! A ten
bękart to pewnie jego dziecko! Co?! Jesteście siebie warci. Szlama
i śmierciożerca.
Draco
był bliski wyciągnięcia różdżki i przeklęcia go czymś
paskudnym. Powstrzymała go przed tym dziewczyna kładąc swoją dłoń
na jego. Blondyn wziął uspokajający wdech i powiedział.
-Odwal
się od mojej rodziny śmieciu. Nie chcę byś się do niej odzywał.
W ogóle. Zapamiętaj sobie to. Bo następnym razem nic mnie nie
powstrzyma i pierdolnę ci prosto w tą rudą mordę – i zwrócił
się do zszokowanej dziewczyny. - Chodź kochanie. Chyba musimy
znaleźć inny sklep bo po tym pałęta się robactwo.
I
ruszyli w stronę kas.
Pół
godziny później byli już w domu. Była Gryfonka układała do snu
swojego podopiecznego. Kiedy maluch zasnął zeszła do kuchni, gdzie
właściciel domu układał kupione produkty na odpowiednie miejsca.
Pomogła mu i w ciszy wszystko znalazło się na swoim miejscu. Po
dłuższym czasie ciszę przerwał chłopak.
-Hermiona
– powiedział jej imię co ją zdziwiło. - O co chodziło tej
łasicy? Co ci takiego zrobił, że miałaś taki obłęd i strach w
oczach?
-Dziękuję
ci za pomoc, ale nie wiem czy jestem gotowa opowiadać o tym
komukolwiek.
-Rozumiem.
A czy to ma coś wspólnego z utratą ciąży? - zapytał tak cicho,
że prawie niesłyszalnie.
-Ginny
ci powiedziała?
A
kiedy kiwnął głową na potwierdzenie zaczęła się zastanawiać.
Nie wiedziała czy chce mu o tym powiedzieć. Chociaż z drugiej
strony może on ją zrozumie jak nikt inny. W końcu sam ma również
nieciekawą sytuację. Była jej ciekawa. Od Diabła dowiedziała się
tylko, że jego żona – Astoria – popełniła samobójstwo. Ale
nie wiedziała nic więcej. Postanowiła spróbować. Więc po chwili
namysłu zaczęła.
-To
zaczęło się jakiś rok temu. Zamieszkałam z Ronem. Na początku
było wspaniale. Wspólne rozmowy do późnej nocy. Razem
gotowaliśmy. Co piątek chodziliśmy do klubu na naszej ulicy. On
szybko był pijany. Nigdy niczego nie pamiętał. Ja zawsze robiłam
to z umiarem. Lecz tamtej nocy miałam dość niańczenia go. Wypiłam
trochę za dużo. Poznałam jakiegoś chłopaka. Od słowa do słowa
i wylądowaliśmy razem w łóżku. To była cudowna noc. Nie wiem
czy chcę wiedzieć kto to był. Coś tam wiem, ale nie zamierzam
tego wygrzebywać z wnętrza mojej głowy. Miesiąc później
dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Nie byłam zadowolona bo z
Ronaldem w ogóle nie sypiałam ani razu od zawsze. Przez długi czas
to ukrywałam. Bałam się tego co on powie. Niestety gdy byłam w
szóstym miesiącu ciąży on zauważył jak się ubierałam.
Zwyzywał mnie, zmieszał z błotem. Pobił i zrzucił ze schodów.
Kilka dni dochodziłam do siebie zamknięta w swojej sypialni. Potem
pojechałam na wizytę kontrolną. I dowiedziałam się, że to
pobicie zabiło mi Hope. Płakałam. Bardzo. Usunęli mi martwy płód.
Ja zaś teleportowałam się do Gin i Diabła. Przyjęli mnie pod
swój dach. Wpadłam w depresję. Nie jadłam. Straciłam dużo na
wadzę. A potem te dwa diabły wpadły ta ten ich genialny plan. A
resztę już znasz.
-Ja
nie wiedziałem. Przykro mi – powiedział.
-Czy
ty możesz powiedzieć co jak tak naprawdę było z Tobą i Twoją
żoną?
-Nie
zbyt ciekawie – zaczął. - Zaraz po szkolę moi rodzice
oświadczyli mi, że ja i Astoria Greengrass byliśmy sobie pisani od
jej narodzin. Wiesz w arystokratycznych rodzinach małżeństwa są
aranżowane. Nie mając innego wyjścia musiałem się z nią ożenić.
Nie chciałem tego, ale nasze nazwisko po wojnie zyskało ponowny
szacunek więc nie miałem innego wyjścia. Miesiąc później
byliśmy już małżeństwem. Nasi rodzice kupili nam ten dom.
Mieszkaliśmy razem, lecz oddzielnie. Nie kochałem jej, a ona
kochała aż za bardzo. Próbowałem jej dawać to co ona chciała. A
ona chciała potomka. Nasi rodzice też tego chcieli. Więc i o to
się postarałem. As zaszła w ciążę. A ja na każdym kolejnym
kroku ją zdradzałem. Nie próbowałem nawet tego ukryć. Po piątej
zdradzie nie wytrzymała i podcięła sobie żyły. To było na kilka
dni przed porodem. Szybko zabrałem ją do szpitala. Uratowali
dziecko. Jej już nie zdążyli. Rodzice mnie wydziedziczyli.
Zostawili mi tylko kilka tysięcy na wychowanie Scorpiusa. Zaś
rodzice Astorii przeklęli, a jej siostra Dafne obwiniała mnie o
wszystko. Poniekąd miała rację. Wiem, że moje zdrady były dla
niej ciosem. Jej siostra chciała zabrać mi małego. Powiedziała,
że i tak w końcu to zrobię. Minęły dwa miesiące. A ja
codziennie myślę o tym co ona powiedziała. Wczoraj byłem tak
zdesperowany, że zamierzałem do niej napisać. Na całe szczęści
wpadli Blaise z Ginny. Przedstawili mi swój plan. Ja jak to ja
podszedłem do tego sceptycznie. Nie sądziłem, że mogę się
cieszyć iż tu jesteś. Ja zachowam swojego syna, którego bardzo
kocham. Dziękuję ci.
Rozmawiali
jeszcze tak przez długi czas. Oboje czuli się trochę lepiej.
Jechali na jednym wózku więc wzajemnie siebie rozumieli. Może nie
od razu owocowało to w wielką przyjaźń. Co to to nie. Ale nie
byli już wrogami. Nie krzyczeli po sobie. Potrafili normalnie
rozmawiać chociaż na neutralne tematy.
***
Panna
Granger już od pół roku opiekowała się synkiem Malfoy'a i jego
domem. Przybrała na wadzę, a w oczach od czasu do czasu można było
zobaczyć wesołe iskierki. Tak jak Ginny mówiła, mały blondyn
pomógł jej wyjść z depresji, zaś Hermiona pomogła Draconowi,
który mógł zająć się pracą. Była ona ciężka (pracował w
biurze aurorów za biurkiem, a jego szefem był Harry), ale znajdował
czas by móc posiedzieć ze swoim synem. Zabrać go na spacer lub po
prostu przy nim być.
Któregoś
dnia kasztanowłosa wracała z zakupów. Pogoda dopisywała, a na jej
ustach można było zobaczyć lekki uśmiech. Weszła do domu. To co
zobaczyła prawie zwaliło ją z nóg. Wszystko było porozwalane, w
powietrzu latały pergaminy, zdjęcia. A w centrum tego chaosu stała
jak gdyby nic Dafne Greengrass. Blondynka o niebieskich oczach,
arystokratycznych rysach twarzy. Panna Granger od razu wyciągnęła
swój magiczny patyk i związała blondynkę. Wyciągnęła chłopca
z wózka i usiadła na kanapie patrząc wrogo na byłą Ślizgonkę.
-Czego
szukasz w moim domu Greengrass? - zapytała.
-W
Twoim domu. Nie rozśmieszaj mnie. Głupia szlama! Rozwiąż mnie
idiotko! - krzyczała.
-NIE!
Jak wróci Draco to zrobi z Tobą co trzeba.
Odpowiedziała
spokojnie Miona. Wyczarowała patronusa, którego wysłała do wyżej
wymienionego chłopaka. Siedziała z malcem na kolanach czekając na
właściciela domu. Nie minęło pół godziny, a były Ślizgon był
już na miejscu. Rozejrzał się po salonie. Wściekły spojrzał na
ciocie swojego pierworodnego. Nadal na nią patrząc powiedział.
-Hermiono
weź proszę Srocpiusa i idź na górę. Nie chcę by mały słyszał
jak krzyczę.
Poprosił
więc dziewczyna zrobiła jak jej polecono. Weszła do pokoju
chłopczyka. Rzuciła zaklęcie Silencio
ułożyła maluszka w łóżeczku i wyszła na korytarz. Wiedziała,
ze nie powinna podsłuchiwać, ale była bardzo ciekawa czego chciała
blondynka.
-Po
co tu przyszłaś? - usłyszała głos chłopaka.
-Bo
chciałam ci powiedzieć co wymyślili nasi rodzice –
odpowiedziała.
-To
czemu zdemolowałaś cały mój salon? - nie silił się na
grzeczność.
-Bo
zobaczyłam zdjęcia tej szlamy z moim siostrzeńcem. Co ona w ogóle
tu robi? Tak szybko znalazłeś sobie pocieszenie po śmierci
Astorii?
-Nie
kochałem As – rzekł. - Dobrze o tym wiesz. A Hermiona mi pomaga z
MOIM dzieckiem. Czego chcieli rodzice?
-Kazali
przekazać ci, że pozwolą ci ponownie korzystać z ich skrytki w
banku i wrócić do domu. Ale mają jeden warunek.
-Jaki?
- zapytał udając zainteresowanie, chociaż wiedział co chcą.
-Mamy
się pobrać i tworzyć razem rodzinę.
-Nigdy
w życiu. Możesz im przekazać, że nie chcę ich miłosierdzia.
Dobrze mi tak jak jest teraz.
-Wolisz
tę szlamę niż mnie!? - wykrzyknęła. - Jeszcze mnie popamiętasz!
-Jasne.
Tylko na to czekam. I masz rację. Wolę ją niż ciebie. Ona
przynajmniej mnie rozumie i wspiera – odparł. - A teraz wynoś się
z naszego domu.
Rozmowa
ucichła. Hermiona stała jak słup. Nie sądziła, że Malfoy woli
ją niż tą wywłokę. Kiedy usłyszała jak ktoś wchodzi po
schodach szybko weszła do pokoju śpiącego chłopca siadając na
bujanym fotelu z książką w ręku. Chwilę później do pokoju
wszedł ojciec maluszka. Usiadł na drugim fotelu. Milczeli. Im nie
potrzebne były słowa. Lubili siedzieć razem, ale w ciszy.
***
Minęło
kilka miesięcy od tamtego wydarzenia. Draco przyzwyczaił się do
gotowego obiadu jak wraca do domu. Polubił pannę Granger. Sam nie
wiedział czy to przyzwyczajenie czy przywiązanie. Lubił tak jak
jest. Niestety nie wiedział jak szybko może to ulec radykalnym
zmianom.
Nastał
nowy dzień. Sobota. Blondyn nie musiał iść do pracy więc
zamierzał ten pogodny dzień spędzić ze swoim synkiem. Wraz z
opiekunką chłopca i maluszkiem usiedli na kocu w ogrodzie za
rezydencją. Chłopczyk raczkował po trawie, a Miona wraz ze Smokiem
śmiali się zajadając przekąski przygotowane przez dziewczynę.
Malfoy szturchnął Granger w ramię wskazując na swoją pociechę.
Chłopczyk zaczął wstawać i powoli iść w ich stronę. Zatrzymał
się przed Hermiona. Uśmiechnął się pokazując dwie górne
jedynki i powiedział swoje pierwsze w życiu słowo.
-Mama.
Dziewczynie
od razu zniknął uśmiech z twarzy. Po jej policzkach poleciały
łzy. Wstała i pobiegła do środka, a dokładnie do swojego pokoju.
Jednym zaklęciem spakowała swój kufer i zmniejszając go do
wielkości pudełka zapałek schowała do kieszeni sukienki. Wybiegła
z domu poza jego teren skąd mogła bezpiecznie się teleportować.
Usłyszała tylko jak Draco krzyczy jej imię i już jej nie było. Z
cichym pyknięciem teleportowała się przed dom swojej przyjaciółki.
Zapłakana zapukała do drzwi. Otworzyła jej pani domu, która
widząc płaczącą dziewczynę wpuściła ją do środka od razu
przytulając.
-Mionuś
co się stało? - zapytała. - Czy Malfoy coś ci zrobił?
-Nie
Ginny – odpowiedział. - Po prostu Scor nazwał mnie mamą. Ja
dłużej nie mogę Gin. Kocham tego chłopca, ale nie dam rady.
-Już
cii – rzekła Rudowłosa. - Choć zaparzę ci mocnej herbaty.
W
tym samym czasie blondyn stał w pokoju swojego syna. Maluch po
wyjściu swojej opiekunki cały czas płakał od czasu do czasu
mówiąc „mama”. Chłopak wiedział dlaczego Hermiona tak
zareagowała. Zauważył, że pokochała Scorpiusa. Chciał by
wróciła, ale nie wiedział jak jej ma to powiedzieć.
***
Ginny
wraz z Hermioną z małą Audrey siedziały na kanapie w salonie.
Kiedy mąż pierwszej z pań wszedł do domu kasztanowłosa chcąc
uniknąć jakichkolwiek pytań poszła do pokoju gościnnego z
wymówką, że musi się położyć.
Leżąc
już zastanawiała się jak by to było gdyby żyło jej maleństwo.
Wiedziała, że ojcem na pewno nie jest Ron. Tylko ta osoba, z którą
spędziła tą jedną noc pomimo tego iż nie powinna. Czy żałowała?
Nie. Takiej nocy nie chciała żałować. Ale też nie chciała
nikomu mówić kto to był. Próbowała zapomnieć lecz nie
potrafiła.
Jej
rozmyślenia przerwał hałas dobiegający z dołu. Nie bardzo ją to
interesowało więc wyciszyła swój pokój. Niestety nie dane jej
było posiedzieć w samotności. Do sypialni jak tornado wpadł blond
włosy mężczyzna.
-Czego
Malfoy? - zapytała
-Chciałem
porozmawiać – i dodał. - Mogę?
Kiwnęła
głową na znak zgody bo dobrze wiedziała, że on nie da spokoju. Za
dobrze go poznała. Usiadł obok niej na łóżku. Siedzieli w
milczeniu, Nikt nic nie mówił. Ta cisza zaczęła powoli
przeszkadzać pannie Granger.
-O
czym chciałeś porozmawiać? - zapytała.
-Chciałbym
byś wróciła do Scora no i do mnie – rzekł. - Brakuje nam
ciebie, a Scorpius cały czas płacze.
-Nie
dam rady Malfoy – odpowiedziała. - Ja... nie mogę.
-Ale
dlaczego? - zapytał głupio. - Przecież wszystko było ok.
-Właśnie
było – powiedziała. - Ale Scor słowem „mama” przypomniał mi
to co ja sama straciłam. Nie mogę. Po prostu nie mogę.
Po
jej policzkach popłynęły łzy. Draco nie wiedząc co zrobić po
prostu ją przytulił. Nie odsunęła się. Więc siedzieli tak razem
milcząc.
-Mogę
o coś zapytać? - zaczął.
-Jeśli
musisz – odparła.
-Pamiętasz
tego mężczyznę, z którym poszłaś wtedy do łóżka?
Herm
siedziała rozważając jego słowa. Czy wiedziała? Tak wiedziała.
Wzięła głęboki wdech i pokiwała twierdząco głową.
-A
czemu to zrobiłaś? - pytał dalej.
-Bo
ktoś się mną zainteresował. Bo był kimś kto by tego nigdy nie
zrobił, a jednak.
-Żałujesz
tej nocy?
-Nie
– rzekła. - Nigdy nie będę żałować. Bo dzięki tej osobie
miałam mieć małą Hope.
-A
dlaczego wtedy uciekłaś?
-Więc
pamiętasz? - zapytała.
-Pamiętam.
Cały czas o tym myślę – odpowiedział. - Odpowiesz?
Zadał
kolejne pytanie już prawie szeptem. Hermiona spojrzała na niego.
-Draco...
Ja...
Nie
dał jej dokończyć. Przyciągnął ją do siebie i namiętnie
pocałował. Oddawała pocałunki. Całowali się z taką samą pasją
walcząc o dominację.
Tę
romantyczną chwilę przerwał im Blaise.
-Ykhm...
Przepraszam, że wam przeszkadzam sam na sam, ale po pierwsze do mój
dom, a po drugie Scorpius płacze i ciągle woła mama.
Draco
spojrzał na Mionę. A nim dziewczyna zdążyła cokolwiek zrobić
powiedział.
-Hermiona
proszę zostać ze mną. Stwórzmy razem rodzinę. Wiem, że kochasz
Scora, a on kocha ciebie. Może nam się udać.
Pocałowała
go delikatnie w usta i zeszła na dół do młodego Malfoy'a. A
dwójka przyjaciół została w pokoju. Czarnoskóry spojrzał na
blondyna i się uśmiechnął.
-Czyżby
Smoczek się zakochał? - zapytał pierwszy.
-Sam
nie wiem. Ale Granger odwróciła moje życie o 180 stopni.
I
ruszyli w ślady kasztanowłosej, która zabawiała swojego
podopiecznego. Malfoy miał rację. Kochała chłopca i dla niego
zrobiłaby wszystko.
6
lat później
-Ale
mamo. Dlaczego sam nie mogę iść do cioci Ginny. Przecież to tylko
kilka domów dalej.
-Scorpiusie
Draconie Malfoy – zaczęła kobieta. - To, że masz już 7 lat nie
oznacza iż sam możesz przejść przez trzy ulicę. Dobrze wiesz, że
są one bardzo ruchliwe. Poczekaj 5 minut, a tam cię zaprowadzę.
-Ale.
Ale. Ale. Mamo! - prosił chłopiec.
-Scor
słyszałeś matkę. Poczekaj chwilę – rzekł wchodzący do domu
blond włosy mężczyzna.
Poczochrał
włosy swojego pierworodnego i pocałował żonę w policzek. Od
sześciu lat był szczęśliwy mężem, który w końcu zaznał
prawdziwej miłości. A od trzech lat był ojcem drugiego słodkiego
szkraba. Dziewczynki o kasztanowłosych, kręconych włosach i
brązowych oczach – Hope małej kopi Hermiony.
Razem
pomimo wielu kłótni z Miona kilka nocy przespanych na kanapie miał
to o czym zawsze marzył. Kochającą rodzinę. Póki śmierć nie
rozłączy.
Ale urocze. Tylko Ron w roli podłej świni to trochę przerysowane, lubię teksty w których figuruje jako skończony dupek, ale to już bije rekordy. I dobrze 3:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miły komentarz. :-)
Usuń