Witam wszystkich i każdego z osobna.
Przybywam z nowym rozdziałem.
Mam nadzieję, że wam się spodoba.
I dziękuję za 10 000 wyświetleń.
Informacje.
Sylwester. Zabawa.
Kiedy do pomieszczenia wszedł Lucjusz
Malfoy, Draco natychmiast stanął przed nim z różdżką w dłoni,
a Narcyza zabrała Annie i Hermionę z jadalni do salonu
zabezpieczając go zaklęciami, tak aby dziewczyny wyjść nie mogły,
a nikt prócz niej nie mógł do nich wejść. Dla bezpieczeństwa
obu Gryfonek. Wróciła do wcześniejszego pomieszczenia i spojrzała
na swojego - jak do tej pory myślała - zmarłego męża. Ani ona,
ani jej syn nie ukrywali swojego zdziwienia obecnością mężczyzny.
-Lucjuszu co ty tu robisz? - zapytała
zaskoczona.
-Nie mamo nie co tu robi, ale czemu
żyje – poprawił ją Draco. - Przecież widziałem, że był
ledwie żywy.
-I tu się z Tobą zgodzę Draconie –
odparł Malfoy senior. - Byłem ledwo żywy. Jednak ktoś się za mną
wstawił w Ministerstwie i żyję. Przez długi okres byłem w Mungu
na oddziale zamkniętym, gdzie doszedłem do siebie. I teraz mogę
cieszyć się świętami razem z wami. Tak więc zaproście z
powrotem pannę Granger i moją córkę. Zjedzmy w spokoju świąteczne
śniadanie.
Cyzia nadal będąc w szoku poszła po
dziewczyny i coś długo nie wracały więc panowie usiedli przy
stole. Młodszy z Malfoy'ów cały czas obserwował swojego ojca jak
by się chcąc upewnić, że nie jest to jakiś głupi sen, z którego
zaraz się obudzi. W dalszym ciągu nie mógł uwierzyć, iż jego
rodziciel siedzi przed nim i nie wygląda jak zmarły. Wręcz
przeciwnie. Wyglądał na bardzo ożywionego i zdrowego. Bał się
trochę jak mężczyzna może zareagować na widok Hermiony. Dobrze
wiedział, że Jego ojciec nie tolerował czarodziei pochodzenia
mugolskiego oraz mugoli. Miał jednak wielką nadzieję, że kiedy
starszy Malfoy był w Mungu to dali mu eliksir co mogło zmienić
życie seniora. Jego przemyślenia przerwały zbliżające się
kroki.
-Spróbuj tylko je obrazić lub coś
zrobić, a wtedy na pewno będziesz martwy – ostrzegł Draco
swojego ojca.
-Bez obaw synu – odpowiedział. - Nie
powiem ani nie zrobię nic głupiego.
Do jadalni weszły trzy panie. Narcyza
usiadła po prawicy męża, obok niej Annie, a Hermiona zajęła
miejsce obok Dracona. Chłopak złapał ją za rękę. Tak dla
wsparcia dla niej i dla niego. Nie ukrywajmy bała się najstarszego
z Malfoy'ów. Ale jako dobrze wychowana dziewczyna grzecznie się
przywitała, na co wargi Lucjusza uniosły się lekko do góry. Para
Prefektów spojrzała po sobie ze zdziwieniem.
-Lucjuszu jak ty się czujesz? -
zapytała jego żona.
-Jestem trochę zmęczony i osłabiony,
ale lekarze mówią, że szybko mi to przejdzie. Muszę tylko długo
odpoczywać i zdrowiej jeść oraz nie spożywać alkoholu. Tak dla
mojego zdrowia będzie bezpieczniej.
-A jak to się stało, że żyjesz? -
nie przestawała pytać.
-Kiedy odwiedziliście mnie z Draconem
i Blaisem to czułem się okropnie. Byłem pewny, że zaraz
wykorkuję. Dwie może trzy godziny po waszym
wyjściu przyszedł do mnie Noah Wilkson i oznajmił mi, że
anonimowa osoba wstawiła się za mnie. Dowiedziałem się iż ktoś
powiedział jak to było w czasie wojny i panowania Czarnego Pana. Ta
osoba musiała być dość blisko nas bo znała wiele szczegółów,
o których tylko Malfoy'owie powinni wiedzieć. Zabrali mnie z
Azkabanu. Byłem ledwo żywy więc od razu teleportowali mnie do
Munga. Trafiłem na oddział zamknięty. Sam w pokoju by nikt nie
wiedział, że żyję. Do czasu. Zaczęło mi się poprawiać.
Pokazywali mi różne szczęśliwe wspomnienia z całego mojego życia
bym odzyskał szczęście, które Dementorzy powoli odbierali.
Wypuścili mnie. Kazali tylko zastosować się do zaleceń lekarza.
Tak więc zamierzam zrobić. Chcę znowu być szczęśliwy i nie
wspominać to co było wcześniej. To wszystko mnie zmieniło. Czuję
się lepszym człowiekiem.
-To, że się Pan tak czuję nie
oznacza iż tak jest na prawdę. Musi Pan udowodnić swoją zmianę
całemu światu – powiedziała cicho Hermiona ściskając mocniej
dłoń Dracona..
-Ma Pani rację panno Granger –
powiedział mężczyzna. - Tak więc zacznę od Pani. Bardzo
przepraszam za moje zachowanie od początku naszej znajomości.
Obiecuję, że z moich ust już nie padnie żadne obraźliwe słowo
skierowane w Pani stronę oraz wszystkich czarodziei pochodzenia nie
magicznego oraz istot nie magicznych.
Draco patrzał to na ojca to na matkę
czekając aż mu ktoś powie, że jest w mugolskim programie Mamy
cię, a Lucjusz to tylko aktor ucharakteryzowany na jego ojca.
Dalej nie mógł w to wszystko uwierzyć. Nie patrząc na zebranych
wstał od stołu i wyszedł trzaskając drzwiami.
***
Ja pierdziele. To nie może być
prawda. Jestem ciekaw kto wstawił się za tym brutalem. Nie da się
przecież zapomnieć tych wszystkich szkód i krzywd, które
wyrządził światu. Może w czasie wojny zmienił stronę, ale bał
się o swoje życie. Przeszedł na stronę Zakonu by uratować
siebie. To nie dzieję się naprawdę. Wciąż nie mogę uwierzyć.
Jak to w ogóle jest możliwe. Miało być inaczej. Miałem być ja,
mama, Annie, później moja żona oraz wierni przyjaciele. Go nie
miało być. Miało być po mojemu. Miałem skończyć szkołę by
później otworzyć własną firmę. Znaleźć odpowiednią kobietę.
Mieć dom i dzieci. Nie wyobrażam sobie tego wszystkiego. Jak on
jest to pewnie zmusi mnie do tego ślubu z Astorią. Tak jak nam było
to przeznaczone od jej narodzenia. Musielibyśmy oboje udowodnić, że
zależy nam na kimś innym, a nas wcale nic nie łączy. A taka jest
prawda. Lubię As, ale nie zabiorę jej szczęścia u boku Teodora
zachciankami naszych rodziców. Muszę to wszytko przemyśleć. A
najlepiej myśli się przy Ognistej.
***
Siedziała w pokoju, który tymczasowo
zajmowała. Bała się. Bała się Lucjusza i tego co może zrobić.
Przecież powiedziane przez niego słowa mogą nie mieć dla
mężczyzny żadnego znaczenia. A była u Malfoy' ów w domu. Na jego
terytorium. Ona czarodziejka mugolskego pochodzenia. Teraz trochę
żałowała, że jednak nie pojechała do Ginny. Tam byłaby
bezpieczna. Ale obiecała to wszystko Annie i Draconowi. Nie chciała
ich zawieść. Jakoś da radę. Obiecała sobie, że nie zostanie sam
na sam z tym mężczyzną. Poprosi Ann by cały czas była obok bo
brata dziewczynki nie ma już od dwóch godzin i nikt nie wiedział
gdzie się znajduje.
Panna Granger odpędziła od siebie te
wszystkie myśli i postanowiła udać się na cmentarz do swoich
rodziców. Wstała z łóżka i ubrała się w cieplejsze ciuchy.
Zeszła na dół by po chwili wyjść na zewnątrz. Ruszyła za bramę
dworu by bezpiecznie móc się teleportować. Będąc już na miejscu
poszła w stronę grobu swoich rodziców. Wyczarowała ładną
wiązankę świąteczną i położyła na płycie.
***
Wracał właśnie do swojego domu. Był
piany, lecz nie za bardzo go to obchodziło. Musiał jakoś
odreagować nagły powrót ojca. Na dworze ciemno więc wszyscy
pewnie byli już po kolacji. Spojrzał na swój zegarek, który
wskazywał godzinę dwudziestą trzecią. Wszedł do domu i od razu
ruszył w stronę swojej sypialni. Zatrzymał się nagle gdy na kogoś
wpadł. Spojrzał na zdziwioną Hermionę.
-A ty co tu robisz? - zapytał.
-Wracałam od Annie – odpowiedziała.
- Gdzie byłeś?
-Nie ważne. Idź spać.
-Dobranoc.
Odpowiedziała i zrobiła krok w
kierunku swojej sypialni gdy poczuła na swojej ręce lekki uścisk i
chłopak przyciągnął ją do siebie.
-Chociaż jak już tu jesteś to mam
zamiar z Tobą spać.
Powiedział uśmiechając się
lubieżnie i wziął ją na ręce ruszając w kierunku swoich drzwi.
Wszedł do środka zamykając nogą drzwi. Podszedł do łóżka, na
które położył się wraz z szokowaną dziewczyną. Miał ochotę
na dużo przyjemnych dla obu stron rzeczy. A Hermiona chyba w końcu
odzyskała świadomość bo zaczęła się wyrywać blondynowi.
Niestety nawet piany był dość silny więc nie miała z nim żadnych
szans. Ślizgon zbliżył swoją twarz do jej i złożył na ustach
delikatny pocałunek. Ręką szukał sznureczka od jej szlafroka.
-Mam zamiar kochać się z Tobą długo
i namiętnie – powiedział.
-Ma... Ma... Malfoy – upomniała go
zarumieniona dziewczyna.
Próbowała się wyrwać lecz ciężar
leżącego na niej chłopaka uniemożliwił jej to. Ze strachem w
oczach spojrzała na niego odwracając głowę w lewą stronę.
Arystokrata leżał z zamkniętymi powiekami lekko pochrapując co
mogło oznaczać, że właśnie zasnął. Odetchnęła z ulgą i
spróbowała wyswobodzić się spod jego ciała. Śpiący nie
reagował więc zrezygnowana ułożyła się, na ile to umożliwiło
jej położenie i zamknęła oczy próbując zasnąć. Co przyszło
jej z lekkością i nadzwyczaj szybko.
***
Słońce wysoko świeciło na niebie
kiedy na korytarzu w Dworze Malfoy'ów dało się słyszeć dość
głośne rozmowy Pani Malfoy wraz z jej przybraną córką.
-Ale jak to jej nie ma? - powiedziała
Narcyza.
-Nie wiem ciociu – odpowiedział
dziewczęcy głos. - Weszłam do niej tak jak mnie wczoraj poprosiła,
ale nie było jej w pokoju. Łóżko też w nie naruszonym stanie.
Rzeczy wszystkie są na swoim miejscu tylko ich właścicielki nie
ma.
-Lucjusz!! - krzyknęła starsza z
kobiet.
-Tak? - rzekł mężczyzna wychodząc
ze swojego gabinetu.
-Nie wiesz, gdzie jest Hermiona? -
zapytała kobieta. - Nie mówiłeś jej nic o tym, że ma się stąd
wynosić czy innych przykrych słów. Martwię się o nią. Nie ma
dokąd pójść.
-Nic nie zrobiłem – odpowiedział. -
A sprawdziłyście cały dom? Przecież jest wielki. Może się
gdzieś zgubiła. Albo zapytajcie Dracona. Wiem, że wrócił na noc.
Panie nie pomyślały o tym. Weszły na
pierwsze piętro, gdzie znajdywały się sypialnie dzieci i ich
przyjaciółki. Kobieta bezceremonialnie weszła do pokoju chłopaka.
Stanęła w szoku w drzwiach widząc swojego jedynego syna z szukaną
przez wszystkich dziewczyną śpiących razem na jednym łóżku w
dość dwuznacznej pozycji. Uśmiechnęła się do siebie i wyszła z
sypialni. Poinformowała pozostałych o swoim odkryciu i udali się
do jadalni na śniadanie. Dając młodym jeszcze pospać.
***
Hermiona otworzyła swoje czekoladowe
oczy pół godziny później. Rozejrzała się nie mogąc sobie
przypomnieć gdzie się znajduje. Dopiero gdy jej oczy przywykły do
słonecznego światła zaczęła kojarzyć fakty. Spojrzała na swoje
ciało. Odetchnęła z ulgą widząc rozwiązany lecz ubrany
szlafrok. Zerknęła na kolegę, który już nie spał tylko
przyglądał się jej z lekkim uśmiechem. Z zarumienionymi
policzkami próbowała wyjść z łóżka. Lecz chłopak nie pozwolił
jej na to przytulając ją lekko do siebie.
-Nie idź jeszcze – powiedział.
-Dlaczego? - zapytała.
-Chcę się Ciebie o coś zapytać –
rzekł, a widząc jej pytający wzrok dodał. - Czy ty i ja... Czy
my... No wiesz spaliśmy ze sobą?
-A nie widać?
-Przepraszam. Byłem chociaż
delikatny.
-Malfoy ty idioto. Nie spaliśmy ze
sobą w tym sensie. Spaliśmy tylko razem w jednym łóżku nic
więcej. Mogłeś bardziej sprecyzować swoje pytanie.
-Aaa. No mogłem – uśmiechnął się.
- Wiesz, że moja matka cię szukała. No i widziała nas razem?
-A czy to jakiś problem? - zapytała.
- Wstydzisz się mnie? A może jesteś wściekły bo spałeś ze
szlamą?
-To nie tak. Lubię Twoje towarzystwo.
I uwierz mi chętnie bym z Tobą spał w innych sytuacjach. Hermiona
spójrz na mnie – powiedział do niej odwracając jej twarz w swoim
kierunku. - Nie mów o sobie szlama. Dla mnie to od wieków nie ma
znaczenia. Chodź idziemy na śniadanie.
Wstali. Dziewczyna poszła do swojej
sypialni ubrać się w coś odpowiedniejszego niż krótka koszulka
nocna i szlafroczek. Ubrana, uczesana i lekko pomalowana wyszła na
korytarz. Draco stał nonszalancko oparty o ścianę przy jej
drzwiach. I razem zeszli do jadalni, w której już nikogo nie było.
Na stole stały potrawy, a przy ich talerzach dwie koperty. Jedna
była zaadresowana do Hermiony. Wzięła ją do ręki i zaczęła
czytać. Delikatnie uśmiechnęła się na słowa obcego człowieka.
Droga
Hermiono.
Niestety
nie było nam dane spotkać się na początku Twojego semestru.
Mam
nadzieję, że jednak będzie nam to dane.
Co
by Panienka powiedziała na dzisiejszy wieczór?
Spotkajmy
się w nowej restauracji na ulicy Pokątnej 75 A
o
godzinie 18.
Z
pozdrowieniami oraz życzeniami Wesołych Świąt.
V.P.
P.
S. Będę miał ze sobą białą różę.
Chciała iść na to spotkanie.
Musiała się dowiedzieć coś o tej jej niby rodzinie. Szybko
naskrobała odpowiedź i wzięła się za śniadanie.
Gdy wybiła godzina siedemnasta panna Granger
zaczęła szykować się do wyjścia. Od Dracona dowiedziała się,
że nowa restauracja i to taka w bardzo dobrym stylu. Ubrała na
siebie swoją wigilijną sukienkę, szare botki i granatowy
płaszczyk. Do małej kopertówki włożyła dokumenty, kilka
pieniędzy i różdżkę. Wyszła z posiadłości i udała się za
bramę skąd bezpiecznie mogła się teleportować.
Kilka minut zajęło jej dojście do
restauracji. Kiedy była już na miejscu spojrzała na budynek. Tak
jak myślała. Budowla była wielka i bogato urządzona. Nigdy nie
będzie mnie stać na kolację, ba nawet na szklankę herbaty w takim
miejscu. Pomyślała. Uśmiechnęła się delikatnie i weszła do
środka. Wnętrze tak samo jak na zawnątrz było bogato urządzone.
Kolory współgrały ze sobą doskonale. Czerń, biel oraz kilka
odcieni brązu. Rozejrzała się dookoła. Kiedy przeszła do
recepcjonisty uśmiechnęła się i powiedziała w jakim celu
przyszła. Chłopak chyba był uprzedzony o jej przybyciu bo od razu
zaprowadził ją na sale, gdzie znajdowało się dużo stolików.
Odebrał od niej płaszcz i zaniósł do szatni. Miona jeszcze raz
rozejrzała się po sali. W rogu siedział mężczyzna elegancko
ubrany z białą różą na stoliku. Wzięła głęboki wdech i
poszła w jego kierunku. Chwilę później stanęła przed stolikiem.
Tajemniczy V.P. wstał ze swojego miejsca. Ujął jej dłoń całując
w nią i odsunął krzesło.
-Miło mi Panią poznać panno Granger
– powiedział.
-Mnie również – odpowiedziała.
-Gdzie moje maniery. Proszę wybaczyć.
Nazywam się Valentine. Pewnie jesteś ciekawa dlaczego napisałem
prosząc o spotkanie – Hermiona kiwnęła głową twierdząco. - To
opowiem od początku. Ale najpierw może coś zjemy. O koszty proszę
się nie martwić. Ja za wszystko zapłacę.
Zamówili potrawy i w ciszy na nie
czekali. Kasztanowłosa była w wielkim zdziwieniu, gdy tak szybko
otrzymała danie.
-Bardzo chciałem Panią poznać. To
może zacznę. Proszę na początku by nie osądzała Pani moje i mojej małżonki czyny. Oboje tego bardzo żałujemy. Ale nie mieliśmy innej możliwości. Trwała pierwsza wojna. Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać siał spustoszenie w całym kraju. Każdy
bał się o siebie. Pracowałem wtedy w Ministerstwie. Znikali
czarodzieje i nie tylko. A we wrześniu na świecie pojawiła się
moja mała córeczka. Byłem szczęśliwy. Tak bardzo czekałem na
jej narodziny. Wcześniej długo staraliśmy się o dziecko. Nawet
jeśli nasze małżeństwo było zaaranżowane to od początku
kochałem swoją żonę. Kiedy urodziła się nam dziewczynka oboje
byliśmy w siódmym niebie. Jednak któregoś grudniowego dnia nasze
życie zmieniło się w piekło. Całe nasze szczęście w postaci
małej kruszynki zostało porwane. Szukaliśmy jej bardzo długo.
Nigdy się nie poddawaliśmy. Następnego roku urodziła nam się
kolejna córka. Kochaliśmy ją równie mocno co jej starszą
siostrę. Moja żona cały czas porównywała ją do zaginionej
córki. Nie mogłem pozwolić jej na rozpacz. Chciałem by była
szczęśliwa. Usunąłem jej pamięć z ostatniego roku i całej
poprzedniej ciąży. Wychowała drugą córkę nie wiedząc o
wcześniejszej. Ja jednak nie mogłem jej zapomnieć. Nadal szukałem.
Rok po narodzinami drugiego córki Lord został pokonany przez
Pottera. Byliśmy teraz szczęśliwą rodziną lecz w moim serce
nadal gościł smutek po pierworodnej. Szukałem. I w końcu
znalazłem. Możesz mnie uważać za człowieka bez serca bo usunął
żonie pamięć o poprzednim dziecku. Zrobiłem to dla jej dobra.
-A co Pana opowieść ma się do mnie?
- zapytała po chwili ciszy.
-Może to być dla Ciebie wielki szok.
To ty jesteś zaginioną dziewczynką, o której mówiłem. Twoi
rodzice Richard i Jane Granger nie są Twoimi biologicznymi
rodzicami.
-Bardzo mi przykro ale nic z tego nie
rozumie. Liczyłam, że nie będzie to jakiś głupi żart. Pomyliłam się jednak. Proszę mi wybaczyć. Muszę już iść.
I wyszła z sali zabierając od kelnera
swój płaszczyk. W ciemnej uliczce za restauracją teleportowała
się na cmentarz. Chciała wszytko przemyśleć. Będąc już na
miejscu usiadła na ławeczce. Spojrzała na zdjęcia swoich
rodziców. Wiecie, że właśnie spotkałam się z Valentinem.
Dowiedziałam się, że nie jestem waszą córką. Ale pewnie to
jakiś głupi żart. Pewnie ktoś chce mnie wrobić w to wszystko.
Jak bym nie była waszą córką to na pewno byście mi o tym
powiedzieli. Prawda? Sama nie wiem co mam o tym sądzić. Cała ta
sytuacja nie wygląda najlepiej. Dlaczego nie może was być obok
mnie? Mogłabym się o to was zapytać, a tak sama muszę do
wszystkiego dojść. Chyba zacznę od wskazówek w naszym domu.
Rozmyślała i postanowiła się udać we wspomniane miejsce
jeszcze dzisiaj. Wyczarowała patronusa aby powiadomić Malfoy'a
gdzie się udaje by pani Narcyza się o nią nie martwiła. I z
cichym trzaskiem aportowała się na obrzeża Londynu. Rozejrzała
się po okolicy, w której spędziła całe swoje życie. Nie
zauważyła niczego ciekawego więc powolnym krokiem ruszyła w
stronę furtki z numerem 14. Stanęła w drzwiach i różdżką
sprawdziła czy nikogo tu nie ma. Ze spokojniejszym oddechem poszła
do gabinetu swojego ojca, gdzie znajdowały się wszystkie dokumenty.
Przeszukała cały pokój i w końcu po kilkudziesięciu minutach
znalazła to co szukała. Wszystkie dotyczące tylko jej osoby
papierki. Otworzyła zieloną teczkę i zaczęła przeglądać.
***
Siedział w swoim pokoju czytając
książkę, którą dostał na gwiazdkę od jednej ze swoich
przyjaciółek. Właśnie zamierzał iść do sąsiedniego pokoju,
gdy stanęła przed nim srebrna wydra.
Jestem w domu swoich rodziców. Nie
wiem kiedy wrócę. Przekaż Twojej mamie by się o mnie nie
martwiła. Hermiona. Zszedł na
dół i powiedział matce, że jego koleżanki prawdopodobnie nie
będzie na kolacji. I sam zamierzał wyjść. Zdziwiło go nagłe
odwiedziny w domu swoich rodziców Miony. Teleportował się do domu
Blasiego, gdzie przebywała panna Weasley. Będąc już w środku
szybko powiedział o co chodzi. Otrzymawszy adres udał się tam.
Stanął przed małym lecz uroczym domkiem. Zauważył pozapalane
światła w całej posiadłości. Wszedł do środa zdecydowanym
krokiem i zaczął szukać dziewczyny. Znalazł ją siedzącą na
podłodze wśród porozrzucanych dokumentów. Nawet na niego nie
spojrzała. Cały czas patrzyła się na kartki w swojej dłoni.
Usiadł obok dziewczyny czym zwrócił jej chwilową uwagę.
-Granger co się stało?
Zapytał. Koleżanka długo nie
odpowiadała więc powtórzył swoje pytanie. Spojrzała jeszcze raz
na niego. Mógł zauważyć, że w jej brązowych oczach gości żal
i smutek, ale też złość i rozczarowanie.
Podała mu papiery, które trzymała, a
on szybko na nie zerknął.
-O co chodzi z tymi dokumentami
adopcyjnymi?
-To oznacza, że oni nie byli moimi
biologicznymi rodzicami. Zostałam adoptowana, a oni nawet nie
raczyli mi o tym powiedzieć. Przez tyle lat ukrywali przede mną
prawdę. A na dodatek dzisiaj spotkałam się z mężczyzną, który
twierdzi, ze jest moim ojcem. Nie wiem co mam o tym wszystkim sądzić.
Z jednej strony jestem zła, że mi nie powiedzieli. Z drugiej jednak
to oni mnie wychowali i to ich kocham.
-Z kim się spotkałaś? - zapytał.
-Nie wiem za bardzo kim on jest, ale
przedstawił się jako Valentine.
I zamilkli. Siedzieli tak rozmyślając
o całej tej sytuacji. Kiedy wybiła pierwsza w nocy teleportowali
się do domu blondyna.
***
Minęło kilka dni od spotkania
Hermiony z Valentinem. Dziewczyna całymi dniami o tym myślała.
Chciała się dowiedzieć o tym mężczyźnie. Niestety nie miała ze
sobą odpowiedniej księgi, a w Hogwarcie będzie dopiero za dwa dni.
Wieczorem tego samego dnia zeszła do
salonu ubrana w śliczną sukienkę sylwestrową. W środku czekali
na nią domownicy również elegancko ubrani. Narcyza stałą koło
Annie ubraną w dziewczęcą sukienkę, Pan Malfoy swoją najlepszą
wyjściową szatę, a Draco zwykłe jeansowe spodnie i białą
koszulę.
-To my wychodzimy – powiedziała
Narcyza. - Annie zostawiamy wam pod opieką. Proszę byście nie
dawali jej żadnego alkoholu. Jedzenie i napoje przygotują skrzaty i
dostarczą wam za chwilę. Bawcie się dobrze.
I wraz ze swoim mężem udali się na
Sylwestrową dobroczynność organizowaną przez Ministerstwo Magi.
Pozostała trójka spojrzała po sobie.
-Chyba trzeba przygotować jakieś
dekoracje. Zaraz zjawią się nasi goście.
Powiedziała Hemriona i wzięła się
do pracy.
Chwilę przed dzwonkiem do drzwi
wszystko było już gotowe. Gospodarz poszedł otworzyć i w salonie
pojawiły się trzy dziewczyny żwawo o czymś dyskutujące. Ginny, Pansy i Astoria. Każda miała na sobie ciemną sukienkę. A za nimi
trzech przystojnych chłopaków każdy ubrany w podobny sposób co
Smok. Kiedy goście usiedli na kanapach, fotelach i spojrzeli po
sobie. Dziewczyny zaczęły się śmiać. A chłopcy po chwili im
zawtórowali.
-To żeśmy się zgadały co do ubioru
– powiedziała As.
-Kto by pomyślał, że to właśnie na
sylwestra każda ubierze czarną sukienkę – dodała Pam.
-Nawet Ann ma taką – rzekła Gin.
Całą noc grali, śpiewali tańczyli.
Ich zabawy nie było końca. Każdy cieszył się myślą, że ma tak
wspaniałych znajomych. Usnęli nad ranem, gdzie każdy był
zmęczony.
Hej. Świetny rozdział. Szkoda tylko, że nie zbetowany.
OdpowiedzUsuń~Yumi Hiko
Dziekuje za mily komentarz.
Usuń"Malfoy idioto"kocham po prostu kocham.
OdpowiedzUsuńW pierwszej chwili bałam się ze Draco cos jej na serio zrobi ale pozniej wyszlo słodko.
Czy tylko ja w owym fragmencie "Lucjusz!! - krzyknęła starsza z kobiet.
-Tak Cyziu? - rzekł mężczyzna wychodząc ze swojego gabinetu.
-Nie wiesz, gdzie jest Hermiona? - zapytała kobieta. - Nie mówiłeś nic o tym, że ma się stąd wynosić czy innych przykrych słów. Martwię się o nią. Nie ma dokąd pójść.
-Nic nie zrobiłem – odpowiedział. - A sprawdziłyście cały dom? Przecież jest wielki. Może się gdzieś zgubiła. Albo zapytajcie Dracona." widze piękną komediową akcje(?)może cos ze mną nie tak ale popłakałam się ze śmiechu w dobrym tego słowa znaczeniu.
No i oczywiście słynny fragment "Malfoy idioto" także mnie rozwalił na czynniki pierwsze.
W skrócie wspaniale aczkolwiek mogło być jeszcze lepiej czego ci życzę.
Pozdrawiam SweetBlackHoodie
PS.oczywiscie wiedz ze ja zawsze mam niedosyt wrażeń wiec nie zwracaj na to uwagi