Witam.
Przybywam do was po miesięcznej przerwie.
Przed wami ślub Pansy i Harrego.
A nowy rozdział powinien pojawić się za dwa tygodnie.
Zapraszam do czytania.
"W arytmetyce miłość jeden i jeden to wszystko,
zaś dwa minus jeden to nic."
Mignon McLaughlin
Ślub
Pansy i Harrego.
Wybiła godzina szósta rano kiedy w
dworze Parkinsonów pojawili się znikąd młodzi ludzie. Chłopcy
podtrzymywali się wzajemnie idąc wolno i koślawię. Dziewczyny
znajdowały się w lepszym stanie niż koledzy i wciąż rozmawiały
o tym co wydarzyło się wieczorem w klubie. Nie mogły się
spodziewać, że zabawa w klubie będzie taka ciekawa co dało im
pomysł na kolejny wieczór panieński jaki miał się kiedyś odbyć
w przyszłości.
Wszyscy weszli do holu i od razu
skierowali się do salonu, gdzie miała czekać na nich skrzat z
ciepłym posiłkiem i odpowiednimi eliksirami. Przecież dzisiaj
musieli być w lepszej formie na ten wyjątkowy dzień przyszłych
państwa Potterów. Zjedli wspólnie i korzystając z eliksiru
trzeźwości udali się do pokoi gościnnych aby trochę się
przespać przed całą uroczystością.
***
Hermione obudziło pukanie do drzwi. Z
niechęcią wstała i ruszyła w ich kierunku aby je otworzyć. Na
progu jej pokoju stała Brenda. Wpuściła matkę lecz ta nie weszła
tylko wręczyła jej czarny pokrowiec, w którym zapewne znajdowała
się sukienka druhny. Uśmiechnęła się i podziękowała po czym
pomyślała o długiej kąpieli. Miała jeszcze dużo czasu więc
czemu sobie tego zabronić. Do szybko napełniającej się wodą
wanny wlała ulubione olejki i chwilę później zanurzyła się w
gorącej wodzie. Leżała tak przez dłuższy czas rozmyślając o
swojej dalszej przyszłości. Bardzo często to robiła. A z każdym
kolejnym dniem bała się tego co nadejdzie. Bała się że w końcu
Dracon zobaczy jej powiększający się ciążowy brzuszek, a do tego
nie chciała dopuścić. Od samego początku postanowiła mu nie
mówić i zamierza się tego trzymać. Zamierzała na koniec wakacji
opuścić posiadłość biologicznych rodziców i udać się do domu,
w którym się wychowywała.
Przybycie domowego skrzata od razu
odpędziło od niej myśli. Frelka powiadomiła ją że jest
potrzebna jej pomoc w przygotowywaniu siostry i czy mogłaby zejść
do bawialni, gdzie znajdowały się kobiety. Kasztanowłosa od razu
wyszła z wanny i osuszyła się ręcznikiem. Ubrała letnią
sukienkę i wraz z pakunkiem, który przyniosła jej mama zeszła na
dół. Zapukała do drzwi i po chwili stała wraz z matką, Pansy i
przyjaciółkami. Uśmiechnęła się do wszystkich i odwiesiła
sukienkę na przygotowany wieszak. Usiadła na fotelu wskazanym przez
Gin i poinformowana co należy jeszcze zrobić.
***
Pansy od zawsze denerwowała się
różnymi ważnymi wydarzeniami. Przed każdym egzaminem szkolnym
cały dzień potrafiła się trząść i na każdego kto przeszkadzał
jej w codziennych czynnościach czy nauce krzyczeć. Tym razem było
tak samo. Od powrotu z wakacji nie umiała nawet na chwilę zmrużyć
oka. Cały czas myślała o wszystkim i bała się iż może coś się
nie udać. Prawie tysiąc razy sprawdzała czy wszystko aby na pewno
jest już gotowe i niczego nie zabraknie. Odwiedziła nawet kuchnie
pytając o wszystko skrzaty. A gdy tylko wybiła godzina ósma
trzydzieści weszła do bawialni wcześniej budząc swoją matkę by
ta jej pomogła w przygotowaniach. Jej ciemne włosy zostały
podkręcone w loki i zebrane z tyłu głowy uformowane w bardzo
luźnego warkocza. W kilku miejscach miała wpięte kwiaty. Makijaż
również miała już gotowy. Lekko podkreślone oczy i usta idealnie
pasowały do jej wyglądu. Musiała ubrać jeszcze tylko sukienkę i
stanąć na ślubnym kobiercu obok osoby, z którą zamierzała
spędzić resztę życia. Oczywiście bardzo się stresowała ale czy
to nie jest normalne w jej sytuacji. Oczywiście pozostałe kobiety
cały czas ją uspokajały i wspierały za co była im bardzo
wdzięczna.
Poganiana przez ojca, który
stwierdził, że to już ta pora została ubrana w suknie. Sama ją
wybierała i stwierdziła iż teraz wygląda o wiele lepiej niż
wtedy kiedy pierwszy raz miała ją na sobie. Biała długa suknia wpasowała się w jej kobiece kształty. Była już gotowa. Teraz
tylko czekała aż jej druhny wyjdą i poinformują wszystkich iż
można zaczynać ceremonie.
Kiedy zabrzmiał marsz weselny wraz ze
swoim ojcem ruszyła w kierunku ogrodu, gdzie miała się odbyć cała
uroczystość. Pogoda zdawała się świętować razem z nimi. Na
niebie nie było ani jednej chmurki co od razu ucieszyło pannę
młodą. Szła w rytm marszu patrząc cały czas przed siebie. Kiedy
ruszyła kamienną dróżką w stronę altanki myślała, że
wybuchnie śmiechem. Na widok swoich druhen uśmiechnęła się
przyjemnie. Każda z dziewczyn byłą ubrana tak samo. Hermiona, Ginny i Astoria miały na sobie taką samą zieloną sukienkę
sięgającą do kolan z krótkim rękawkiem i kokardą z lewej
strony. Miały również takie same czarne sandałki na koturnie i
tak samo upięte włosy. Nie sądziła, że wszystkie będą w takim
samym stroju. Nie wiedziała co włożą bo takie było ich
ustalenie. Obiecały iż się tym zajmą i nie zrobią Pam przykrości
swoim strojem.
Wciąż uśmiechnięta podeszła do
Harrego i urzędnika udzielającego śluby. Stanęła naprzeciwko
ukochanego i wsłuchała się w głos mężczyzny. Z uwagą, ale
jednocześnie cały czas skupiona na swoim przyszłym mężu czekała
tylko na słowa przysięgi, którą każdy z nich samemu ułożył.
Kiedy urzędnik przeszedł do słów o złożenie sobie przysięgi
pierwszy zaczął Harry.
-Ja Harry James Potter biorę sobie
ciebie Pansy Parkinson za żonę i ślubuję ci miłość i wierność
małżeńską. Uczciwość i wyrozumiałość. Pomoc w każdej Twojej
potrzebie. Obiecuję chronić cię od wszelkiego zła tego świata.
Pomagać kiedy będziesz zdrowa lub chora. Przychylę ci nieba
i wejdę nawet dla ciebie do piekła. Przysięgam spełnić to
wszystko dopóki nie skończy się nasze życie.
-Ja Pany Parkinson biorę sobie ciebie
Harry Jamesie Potterze za męża i ślubuję ci miłość i wierność
małżeńską. Uczciwość i wyrozumiałość. Obiecuję wspierać
cię w każdej potrzebie. Zawsze dbać o to byś miał każdego dnia
uśmiech na twarzy. Będę cię kochać aż po kres mojego życia.
Harry szybko pocałował swoją już
żonę i odwrócili się razem do tłumu, który zaczął im klaskać
na gratulację. Pani Potter uśmiechała się do każdego mijanego
gościa, gdy wraz ze swoim mężem szli powoli wzdłuż stojących
zmierzając pod wielki baldachim gdzie znajdował się parkiet oraz
długie jak w Wielkiej Sali stoły. Goście zmierzali zaraz za nimi.
Kiedy wszyscy zajął swoje miejsce
został wzniesiony toast za Państwa Potter i podany obiad.
Goście zajadali się pysznymi
potrawami przygotowanymi przez domowe skrzaty. Wszyscy rozmawiali
między sobą i nawet nie było nieprzyjemnych sytuacji spowodowanych
przez dwie różne grupy gości.
***
Hermiona tańczyła właśnie szybki
kawałek z Teodorem. Cały wieczór bawiła się wspaniale. Tańczyła
z połową gości, a nawet ojcem Dracona co ją trochę zdziwiło.
Nie zamierzała jednak dłużej się nad tym zastanawiać. Cieszyła
się szczęściem siostry i swojego najlepszego przyjaciela. Miała
nadzieję, że i jej będzie kiedyś dane zatańczyć i bawić się
na swoim ślubie. Liczyła kiedyś, że miało by to miejsce w
niedalekiej przyszłości lecz bała się tego co może się stać
kiedy ucieknie wraz z nienarodzonym dzieckiem. Nie chciała robić
sobie złudnych nadziei na wspólne życie jej, Dracona i ich
dziecka. Dobrze wiedziała, że chłopak nie chce być ojcem, a ona
przykrym obowiązkiem dla niego.
Przerwał jej obiekt jej rozmyśleń
prosząc o kolejny taniec. Zgodziła się z przyjemnością, gdyż
chciała spędzić z nim jak najwięcej czasu przed swoim ukryciem
się.
Tańczyli w rytm rockowej ballady
przytuleni do siebie.
-Hermiono dobrze się czujesz? -
Zapytał. - Wyglądasz trochę blado.
-Tak – opowiedziała. - Jestem trochę
zmęczoną. Zbyt krótko spałam przed ślubem Pansy i Harrego. Chyba
udzielił mi się jej stres przedślubny.
Zaśmiała się ze swoich słów.
Blondyn zawtórował jej trochę i zaproponował spacer po ogrodach
jej domu. Spacerowali trzymając się za ręce i żartując na
przeróżne tematy. Lubili spędzać ze sobą czas. Mogli rozmawiać
na wszystko. Wspominać czasy szkolne i okres ich nienawiści do
siebie. A kiedy zrobiło się już ciemno wrócili do gości. Akurat
w idealny moment na podziękowania młodej pary.
-Kochani proszę o chwilę ciszy. Ja
wraz z moją małżonką przed naszym wyjazdem na miesiąc miodowy
chcieliśmy zabrać wam kilka minut na naszą przemowę. Usiądźcie
to może trochę potrwać.
Goście zaśmiali się na jego żart
lecz każdy znalazł sobie miejsce do siedzenia. Kiedy zapadła cisza
Pansy przemówiła.
-W pierwszej kolejności chcieliśmy
wam wszystkim podziękować za tak liczne przybycie. Mamo, tato –
tu zwróciła się do rodziców. - Dziękuję, że wychowaliście
mnie na tak odpowiedzialną kobietę. Wiem, ze nie mieliście ze mną
łatwo lecz mimo to jestem tutaj dzięki wam. Kocham was. Dziękujemy
również Pani Molly i Panu Arturowi Weasleyom. Wszyscy wiedzą, że
mój ukochany stracił rodziców przez Lorda Voldemorta, a Państwo
Weasley zapewnili Harremu rodzicielską miłości wsparcie. Jestem
wam wdzięczna za opiekę nad Harrym i za miłość, którą go
obdarzyliście. Jesteście wspaniałymi ludźmi.
Małżeństwo podeszło do rodziców
oraz Molly i Artura wręczając im prezenty. Wrócili na swoje
miejsce i przemówili ponownie.
-Dziękujemy również nauczycielom,
którzy są tutaj obecni wraz z nami. Dziękujemy profesor McGonagall
i profesorowi Snapeowi za wsparcie w trudnych momentach w szkole dla
każdego z nas.
Im również zostały wręczone
prezenty oraz drobne upominki dla pozostałych nauczycieli. I po raz ostatni tego wieczoru
przemówili.
-I na końcu dziękujemy naszym
przyjaciołom za każde wsparcie. Za każdy dzień spędzony wraz z
nami, za pomoc, pocieszenie w złych momentach. Za śmiech i łzy
dzielone razem z nami. Dziękujemy wam każdemu z osobna. Naszym
kochanym przyjaciołom. Hermionie za pomoc w nauce, za organizację i
jej wielką wiedzę. Draconowi za wieloletnią przyjaźń i zgodę.
Ronaldowi za przyjaźń od pierwszej podróży do Hogwartu i za
wsparcie dla mnie w każdych chwilach. Blaisemu za dowcipy i śmiech
każdego dnia. Dla Ginny za najlepsze upiorogacki i mecze Quidditcha.
Astorii za pomoc w wyborach co do mody i nie tylko. Teodorowi za
dobre rady. Jesteście dla nas rodziną nie łączącą nas więzami
krwi.
I tak samo jak rodzicom i nauczycielom
każdemu został wręczony upominek. Uścisków nie było końca.
Młoda para ruszyła w stronę podjazdu, gdzie czekał na nich
samochód mając ich zawieść na lotnisko. Na ich wspólny miesiąc
miodowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz