piątek, 14 lipca 2017

Rozdział 36

Witam. 
Przybywam do was po miesięcznej przerwie.
Przed wami ślub Pansy i Harrego.
A nowy rozdział powinien pojawić się za dwa tygodnie.
Zapraszam do czytania.

"W arytmetyce miłość jeden i jeden to wszystko,
zaś dwa minus jeden to nic."
Mignon McLaughlin



Ślub Pansy i Harrego.

Wybiła godzina szósta rano kiedy w dworze Parkinsonów pojawili się znikąd młodzi ludzie. Chłopcy podtrzymywali się wzajemnie idąc wolno i koślawię. Dziewczyny znajdowały się w lepszym stanie niż koledzy i wciąż rozmawiały o tym co wydarzyło się wieczorem w klubie. Nie mogły się spodziewać, że zabawa w klubie będzie taka ciekawa co dało im pomysł na kolejny wieczór panieński jaki miał się kiedyś odbyć w przyszłości.
Wszyscy weszli do holu i od razu skierowali się do salonu, gdzie miała czekać na nich skrzat z ciepłym posiłkiem i odpowiednimi eliksirami. Przecież dzisiaj musieli być w lepszej formie na ten wyjątkowy dzień przyszłych państwa Potterów. Zjedli wspólnie i korzystając z eliksiru trzeźwości udali się do pokoi gościnnych aby trochę się przespać przed całą uroczystością.
***
Hermione obudziło pukanie do drzwi. Z niechęcią wstała i ruszyła w ich kierunku aby je otworzyć. Na progu jej pokoju stała Brenda. Wpuściła matkę lecz ta nie weszła tylko wręczyła jej czarny pokrowiec, w którym zapewne znajdowała się sukienka druhny. Uśmiechnęła się i podziękowała po czym pomyślała o długiej kąpieli. Miała jeszcze dużo czasu więc czemu sobie tego zabronić. Do szybko napełniającej się wodą wanny wlała ulubione olejki i chwilę później zanurzyła się w gorącej wodzie. Leżała tak przez dłuższy czas rozmyślając o swojej dalszej przyszłości. Bardzo często to robiła. A z każdym kolejnym dniem bała się tego co nadejdzie. Bała się że w końcu Dracon zobaczy jej powiększający się ciążowy brzuszek, a do tego nie chciała dopuścić. Od samego początku postanowiła mu nie mówić i zamierza się tego trzymać. Zamierzała na koniec wakacji opuścić posiadłość biologicznych rodziców i udać się do domu, w którym się wychowywała.
Przybycie domowego skrzata od razu odpędziło od niej myśli. Frelka powiadomiła ją że jest potrzebna jej pomoc w przygotowywaniu siostry i czy mogłaby zejść do bawialni, gdzie znajdowały się kobiety. Kasztanowłosa od razu wyszła z wanny i osuszyła się ręcznikiem. Ubrała letnią sukienkę i wraz z pakunkiem, który przyniosła jej mama zeszła na dół. Zapukała do drzwi i po chwili stała wraz z matką, Pansy i przyjaciółkami. Uśmiechnęła się do wszystkich i odwiesiła sukienkę na przygotowany wieszak. Usiadła na fotelu wskazanym przez Gin i poinformowana co należy jeszcze zrobić.
***
Pansy od zawsze denerwowała się różnymi ważnymi wydarzeniami. Przed każdym egzaminem szkolnym cały dzień potrafiła się trząść i na każdego kto przeszkadzał jej w codziennych czynnościach czy nauce krzyczeć. Tym razem było tak samo. Od powrotu z wakacji nie umiała nawet na chwilę zmrużyć oka. Cały czas myślała o wszystkim i bała się iż może coś się nie udać. Prawie tysiąc razy sprawdzała czy wszystko aby na pewno jest już gotowe i niczego nie zabraknie. Odwiedziła nawet kuchnie pytając o wszystko skrzaty. A gdy tylko wybiła godzina ósma trzydzieści weszła do bawialni wcześniej budząc swoją matkę by ta jej pomogła w przygotowaniach. Jej ciemne włosy zostały podkręcone w loki i zebrane z tyłu głowy uformowane w bardzo luźnego warkocza. W kilku miejscach miała wpięte kwiaty. Makijaż również miała już gotowy. Lekko podkreślone oczy i usta idealnie pasowały do jej wyglądu. Musiała ubrać jeszcze tylko sukienkę i stanąć na ślubnym kobiercu obok osoby, z którą zamierzała spędzić resztę życia. Oczywiście bardzo się stresowała ale czy to nie jest normalne w jej sytuacji. Oczywiście pozostałe kobiety cały czas ją uspokajały i wspierały za co była im bardzo wdzięczna.
Poganiana przez ojca, który stwierdził, że to już ta pora została ubrana w suknie. Sama ją wybierała i stwierdziła iż teraz wygląda o wiele lepiej niż wtedy kiedy pierwszy raz miała ją na sobie. Biała długa suknia wpasowała się w jej kobiece kształty.  Była już gotowa. Teraz tylko czekała aż jej druhny wyjdą i poinformują wszystkich iż można zaczynać ceremonie.
Kiedy zabrzmiał marsz weselny wraz ze swoim ojcem ruszyła w kierunku ogrodu, gdzie miała się odbyć cała uroczystość. Pogoda zdawała się świętować razem z nimi. Na niebie nie było ani jednej chmurki co od razu ucieszyło pannę młodą. Szła w rytm marszu patrząc cały czas przed siebie. Kiedy ruszyła kamienną dróżką w stronę altanki myślała, że wybuchnie śmiechem. Na widok swoich druhen uśmiechnęła się przyjemnie. Każda z dziewczyn byłą ubrana tak samo. Hermiona, Ginny i Astoria miały na sobie taką samą zieloną sukienkę sięgającą do kolan z krótkim rękawkiem i kokardą z lewej strony. Miały również takie same czarne sandałki na koturnie i tak samo upięte włosy. Nie sądziła, że wszystkie będą w takim samym stroju. Nie wiedziała co włożą bo takie było ich ustalenie. Obiecały iż się tym zajmą i nie zrobią Pam przykrości swoim strojem.
Wciąż uśmiechnięta podeszła do Harrego i urzędnika udzielającego śluby. Stanęła naprzeciwko ukochanego i wsłuchała się w głos mężczyzny. Z uwagą, ale jednocześnie cały czas skupiona na swoim przyszłym mężu czekała tylko na słowa przysięgi, którą każdy z nich samemu ułożył. Kiedy urzędnik przeszedł do słów o złożenie sobie przysięgi pierwszy zaczął Harry.
-Ja Harry James Potter biorę sobie ciebie Pansy Parkinson za żonę i ślubuję ci miłość i wierność małżeńską. Uczciwość i wyrozumiałość. Pomoc w każdej Twojej potrzebie. Obiecuję chronić cię od wszelkiego zła tego świata. Pomagać kiedy będziesz zdrowa lub chora. Przychylę ci nieba i wejdę nawet dla ciebie do piekła. Przysięgam spełnić to wszystko dopóki nie skończy się nasze życie.
-Ja Pany Parkinson biorę sobie ciebie Harry Jamesie Potterze za męża i ślubuję ci miłość i wierność małżeńską. Uczciwość i wyrozumiałość. Obiecuję wspierać cię w każdej potrzebie. Zawsze dbać o to byś miał każdego dnia uśmiech na twarzy. Będę cię kochać aż po kres mojego życia.
Harry szybko pocałował swoją już żonę i odwrócili się razem do tłumu, który zaczął im klaskać na gratulację. Pani Potter uśmiechała się do każdego mijanego gościa, gdy wraz ze swoim mężem szli powoli wzdłuż stojących zmierzając pod wielki baldachim gdzie znajdował się parkiet oraz długie jak w Wielkiej Sali stoły. Goście zmierzali zaraz za nimi.
Kiedy wszyscy zajął swoje miejsce został wzniesiony toast za Państwa Potter i podany obiad.
Goście zajadali się pysznymi potrawami przygotowanymi przez domowe skrzaty. Wszyscy rozmawiali między sobą i nawet nie było nieprzyjemnych sytuacji spowodowanych przez dwie różne grupy gości.
***
Hermiona tańczyła właśnie szybki kawałek z Teodorem. Cały wieczór bawiła się wspaniale. Tańczyła z połową gości, a nawet ojcem Dracona co ją trochę zdziwiło. Nie zamierzała jednak dłużej się nad tym zastanawiać. Cieszyła się szczęściem siostry i swojego najlepszego przyjaciela. Miała nadzieję, że i jej będzie kiedyś dane zatańczyć i bawić się na swoim ślubie. Liczyła kiedyś, że miało by to miejsce w niedalekiej przyszłości lecz bała się tego co może się stać kiedy ucieknie wraz z nienarodzonym dzieckiem. Nie chciała robić sobie złudnych nadziei na wspólne życie jej, Dracona i ich dziecka. Dobrze wiedziała, że chłopak nie chce być ojcem, a ona przykrym obowiązkiem dla niego.
Przerwał jej obiekt jej rozmyśleń prosząc o kolejny taniec. Zgodziła się z przyjemnością, gdyż chciała spędzić z nim jak najwięcej czasu przed swoim ukryciem się.
Tańczyli w rytm rockowej ballady przytuleni do siebie.
-Hermiono dobrze się czujesz? - Zapytał. - Wyglądasz trochę blado.
-Tak – opowiedziała. - Jestem trochę zmęczoną. Zbyt krótko spałam przed ślubem Pansy i Harrego. Chyba udzielił mi się jej stres przedślubny.
Zaśmiała się ze swoich słów. Blondyn zawtórował jej trochę i zaproponował spacer po ogrodach jej domu. Spacerowali trzymając się za ręce i żartując na przeróżne tematy. Lubili spędzać ze sobą czas. Mogli rozmawiać na wszystko. Wspominać czasy szkolne i okres ich nienawiści do siebie. A kiedy zrobiło się już ciemno wrócili do gości. Akurat w idealny moment na podziękowania młodej pary.
-Kochani proszę o chwilę ciszy. Ja wraz z moją małżonką przed naszym wyjazdem na miesiąc miodowy chcieliśmy zabrać wam kilka minut na naszą przemowę. Usiądźcie to może trochę potrwać.
Goście zaśmiali się na jego żart lecz każdy znalazł sobie miejsce do siedzenia. Kiedy zapadła cisza Pansy przemówiła.
-W pierwszej kolejności chcieliśmy wam wszystkim podziękować za tak liczne przybycie. Mamo, tato – tu zwróciła się do rodziców. - Dziękuję, że wychowaliście mnie na tak odpowiedzialną kobietę. Wiem, ze nie mieliście ze mną łatwo lecz mimo to jestem tutaj dzięki wam. Kocham was. Dziękujemy również Pani Molly i Panu Arturowi Weasleyom. Wszyscy wiedzą, że mój ukochany stracił rodziców przez Lorda Voldemorta, a Państwo Weasley zapewnili Harremu rodzicielską miłości wsparcie. Jestem wam wdzięczna za opiekę nad Harrym i za miłość, którą go obdarzyliście. Jesteście wspaniałymi ludźmi.
Małżeństwo podeszło do rodziców oraz Molly i Artura wręczając im prezenty. Wrócili na swoje miejsce i przemówili ponownie.
-Dziękujemy również nauczycielom, którzy są tutaj obecni wraz z nami. Dziękujemy profesor McGonagall i profesorowi Snapeowi za wsparcie w trudnych momentach w szkole dla każdego z nas.
Im również zostały wręczone prezenty oraz drobne upominki dla pozostałych nauczycieli. I po raz ostatni tego wieczoru przemówili.
-I na końcu dziękujemy naszym przyjaciołom za każde wsparcie. Za każdy dzień spędzony wraz z nami, za pomoc, pocieszenie w złych momentach. Za śmiech i łzy dzielone razem z nami. Dziękujemy wam każdemu z osobna. Naszym kochanym przyjaciołom. Hermionie za pomoc w nauce, za organizację i jej wielką wiedzę. Draconowi za wieloletnią przyjaźń i zgodę. Ronaldowi za przyjaźń od pierwszej podróży do Hogwartu i za wsparcie dla mnie w każdych chwilach. Blaisemu za dowcipy i śmiech każdego dnia. Dla Ginny za najlepsze upiorogacki i mecze Quidditcha. Astorii za pomoc w wyborach co do mody i nie tylko. Teodorowi za dobre rady. Jesteście dla nas rodziną nie łączącą nas więzami krwi.
I tak samo jak rodzicom i nauczycielom każdemu został wręczony upominek. Uścisków nie było końca. Młoda para ruszyła w stronę podjazdu, gdzie czekał na nich samochód mając ich zawieść na lotnisko. Na ich wspólny miesiąc miodowy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz